Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Maks z miasteczka Poznań, Os. Pod Lipami. Mam przejechane 23879.28 kilometrów w tym 9152.02 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl


MARATONY W KTÓRYCH BIORĘ UDZIAŁ


REPREZENTUJE TEAM

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Maks.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Maraton

Dystans całkowity:3313.20 km (w terenie 2610.00 km; 78.78%)
Czas w ruchu:193:44
Średnia prędkość:17.10 km/h
Maksymalna prędkość:64.20 km/h
Suma podjazdów:31807 m
Maks. tętno maksymalne:191 (107 %)
Maks. tętno średnie:157 (88 %)
Suma kalorii:89076 kcal
Liczba aktywności:55
Średnio na aktywność:60.24 km i 3h 31m
Więcej statystyk
  • DST 59.26km
  • Teren 55.00km
  • Czas 05:54
  • VAVG 10.04km/h
  • VMAX 54.92km/h
  • Sprzęt Kellys Blade
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powerade suzuki mtb marathon - złoty stok - cel osiągnięty

Niedziela, 16 maja 2010 · dodano: 16.05.2010 | Komentarze 11

Kolejny maraton i kolejny trening siła + technika. Postanowiłem, że zrobię sobie małe zawody ze Zbyszkiem. Celem podstawowym jak zawsze ten sam dojechać w jednym kawałku i się świetnie bawić osiągnięty ;) Drugim celem było pokonać Zbyszka cel osiągnięty. A teraz od początku.
Zajechaliśmy wcześnie rano koło godziny 8:30-9:00 dokładnie nie pamiętam. Zrobiłem bardzo źle jedzą bułki z serem i kiełbasą a tyle razy powtarzam, że nie je się rzeczy ciężko strawnych przed wyścigiem i to się później zemściło. Ze Zbyszkiem zrobiliśmy kilka pętli podjazdowych i pojechaliśmy w stronę startu. Po drodze spotkaliśmy Jarka w kiepskiej dyspozycji postanowiliśmy zrobić z nim mały trening. Po treningu jazda na sektory byliśmy gdzieś w środku na początku Zbyszek poszedł do przodu jak z procy ja za nim po czym jakaś dziewczyna (Teraz już wiem że to była Izabela Kulpa) zajechała mi drogę i później w tym tłumie było ciężko go dorwać. Ale nie minęła minuta patrzę a Zbyszek stoi i wszyscy go wyprzedzają więc ruszyłem do przodu z tego wszystkiego zapomniałem włączyć pulsometru i wyzerować licznika później się to zemściło. Bo dokładnie nie wiedziałem ile czasu i km zrobiłem na treningu. Zacząłem sukcesywnie wyprzedzać po kolei kolejne osoby na pierwszym podjeździe było całkiem spokojnie. Ale po chwili zacząłem tracić oddech był płytki i krótki poczułem że mój żołądek jest na wysokości płuc. Co gorsza dostałem pierwszy skurcz w lewej łydce po przejechaniu około 10km. Skurcz jednak szybko przeszedł nie minął kilometr skurcz w prawej łydce. Tym razem mocniejszy musiałem zwolnić ale nie schodziłem jeszcze z roweru kolejne osoby zaczęły mnie wyprzedzać na podjeździe który wg moich obliczeń miał się skończyć to mnie powoli dobijało bo zacząłem myśleć nie o jeździe tylko o końcu podjazdu i w tym momencie dostałem kolejny skurcz w prawej nodze był tak silny że musiałem zejść z rowerka naciągnąć mięsień i chwilę odpocząć nie było to więcej niż 30sek po chwili Zbyszek mnie wyprzedził. Stwierdziłem że to nie koniec wyścigu i spokojnie go dostanę na zjazdach i bufetach wiedziałem traci dużo czasu. Cały czas mi doskwierał żołądek oddech miałem szybki i krótki nawet na mniej stromych podjazdach. Tym razem brakło mi tlenu a mięśnie spokojnie dawały radę. na każdym większym zjeździe żel. Wiedziałem co oznacza jak wejdę wyższe tętno i nie będę miał cukru. Po kolei zacząłem wymijać kolejne osoby ale Zbyszka nie widziałem. Minął 20km jego nie ma. Żołądek kompletnie nie pracował całe żarcie mi zalegało do tego zacząłem przyjmować wodę było coraz gorzej widziałem że jak żołądek nie zacznie trawić. To w pewnym momencie będzie kiepsko. Patrzę jakiś podjazd a tam gościu w niebieskiej bluzie ledwie deptał pod górkę nie minęło wiele czasu już go miałem okazało się że to nie Zbyszek :(. W pewnym momencie jak bym widział kolejną osobę jakieś 500m przede mną też w niebieskim i tutaj byłem pewny że to Zbyszek. Nic na 30km kolejny bufet dojeżdżam Zbyszek odjeżdża nie widział mnie ;) łyk izotonika i w drogę dogoniłem go i wyprzedziłem niestety miał jeszcze siły i siedział mi na kole jakieś 200-300m kolejne wzniesienie żołądek już jakby lepiej poczułem że zaczęło się trawienie ;) Jesteśmy przy końcu podjazdu przyjąłem kolejny żel. Zbyszek doskonale wiedział że po przyjęciu żelu dostaje niezłego kopa. Musiałem popić w tym czasie mnie wyprzedził. Wsiadłem na rower i usiadłem mu na koło zostało w teorii jakieś 10km (tylko w teorii). Za chwilę patrzę a Zbyszek ciągnie za sobą łańcuch spytałem tylko czy ma skuwacz krzyknął że ma. Nie ukrywam że byłem zadowolony. Zacząłem jechać spokojniej wiedziałem że mam przewagę przynajmniej 5min. W pewnym momencie zobaczył mnie Rodman. A bym zapomniał wcześniej zobaczył mnie Jacek. Stwierdziłem że nie ma co wiedziałem że Zbyszek będzie mnie gonił i pójdzie na całego żeby mnie dostać. Za chwilę mija mnie Klosiu. W tym momencie żel zaczął działać i wystrzeliłem jak z procy podjazd nad Borówkową i zjazd. Wiedziałem że Zbyszek nie będzie ryzykował zjazdu na "sztywnym" amorze. Jakież było moje zdziwienie jak na zjeździe go zobaczyłem. Musiałem przyspieszyć. dałem ostro po garach na płaskim średnia około 35km/g na zjazdach zdecydowanie większa ;)
Uciekłem na tyle że już go nie widziałem. Prułem do mety. Ale mety nie było na ostatnim bufecie dowiedziałem się że jest jeszcze 10km a ja już nie mam siły. Kolejny żel zapomniałem napełnić bidonów i było ciężko bez wody. Dałem ostro czadu przez moment jechałem z bardzo fajną dziewczyną pogadaliśmy sobie trochę na zjeździe mnie wyprzedziła ale nabrałem prędkości i do mety już nie miała szans. Finisz u mnie zawsze idzie na max tętnie ;)

Kolejny maraton przejechany w całości bez OTB i wywrotki. Ale cały czas kontroluje zjazdy i niepotrzebnie nie ryzykuje. Staram się zawsze zjeżdżać chociaż trochę w końcu nie wszędzie są takie zjazdy i podjazdy jak w górach ;)

Co do reszty. To już porażka stanie na zimnie ponad godzinę zanim umyłem rower do tego jakiś zimny posiłek z chlebem. Jak stałem i trzymałem kolejkę Zbyszek zadzwonił do mnie że skasował przerzutkę. Nie wiem ile czasu minęło ale po chwili już go widziałem ;) Za chwilę dołączył Jacek później Klosiu i Rodman. Spotkałem jeszcze w kolejce Izę. Pozdrowienia ;)

Kolejny maraton zaliczam do udanych ;)
Numer jest w stanie katastrofalnym i domaga się wymiany nie da się już go odczytać… Na kolejnym maratonie trzeba będzie go wymienić.

  • DST 87.87km
  • Teren 82.00km
  • Czas 08:07
  • VAVG 10.83km/h
  • VMAX 52.21km/h
  • HRmax 173 ( 96%)
  • HRavg 140 ( 78%)
  • Sprzęt Kellys Blade
  • Aktywność Jazda na rowerze

Karpacz - Debiut w górach - GIGA

Sobota, 1 maja 2010 · dodano: 02.05.2010 | Komentarze 24

Debiut w maratonie górskim GIGA - dystans dla prawdziwych twardzieli ... ;)
Moim podstawowym celem było ukończenie maratonu i nie zajęcie ostatniego miejsca.

Zacznę od początku dojeżdżamy w Piątek wieczorem a właściwie w nocy. Rano pobudka jedziemy po odbiór numerka dla Zbyszka. Jemy makaron z sosem. Pozostaje godzina do startu postanawiamy że wyjedziemy 30min przed startem. Dojeżdżamy na miejsce startu. Poznajemy koleżankę z pięknym KTMem. Spotykamy także Jarka oraz Duna. Po krótkiej wymianie zdań słyszę że mam się ustawić w sektorach za 10 min start. W głowie cały czas słyszę słowa Jarka "Jedź swoim tempem, masz ukończyć maraton. Później Jacka będę trzymał kciuki żebyś dojechał … Jak zwykle na starcie skupienie. Zaczyna się powolny podjazd nie jest źle idzie mi całkiem przyzwoicie równo i rytmicznie "pompuje" i oddycham. średnia powyżej 11km/h pozwala mieć nadzieje że ukończę (nie wiedziałem co mnie jeszcze czeka). Mija 20km nagle podjazd dochodzę gościa z nizin krótka wymiana zdań jedziemy przez chwilę razem później niestety zaczynam mieć pierwszy kryzys (czuje że powoli mi wysiadają czworogłowe). Myślę że muszę jeszcze przetrwać przed rozjazdem zaczynają mnie wyprzedzać ludzie z MEGA co rusz ktoś pyta czy się dobrze czuję pewnie musiałem wyglądać na nieźle wyczerpanego. Ludzie z MEGA na zjazdach wyczynają takie ewolucje jakby teren był płaski ;) Po chwili jadę za gościem w długich włosach który jedzie dystans GIGA. Jadę przez dłuższą część trasy za nim. Goście z MEGA po prostu fruwają na kamieniach ;). W pewnym momencie widzę deskę która stanowi mała kładę. Wszyscy z MEGA pokonują tą kładkę jakby nigdy nic. Gość przede mną postanowił, że też ją pokona podskoczył ale tylne koło mu uślizgło i wpadł centralnie do strumienia. Ja postanowiłem nie ryzykować. Po tym czasie wystartował jak z procy i nie udało mi się go dogonić dopiero na zjeździe go doszedłem. On każdy zjazd schodził ja przez jakiś czas zjeżdżałem. Udało mi się go dogonić nawet go mocno wyprzedzić. Dojeżdżam do rozjazdu GIGA-MEGA ostatnia szansa żeby jechać MEGA ale słyszę jedziecie GIGA to prosto. Okazuje się, że gość w długich włosach mnie dogonił.
Chwila zastanowienia co wybrać… postanowiłem że spróbuje GIGA nie mogę zrezygnować z dystansu. Na 40km zaczynają mi wysiadać mięśnie lędźwiowe biorę żel dostaje siły. Zaczynam gonić gościa który mnie wyprzedził na podjeździe. Wyraźnie czuję czworogłowe jest coraz gorzej ale jeszcze idzie jechać. Wyraźnie zwalniam. Kolejny bufet dłuższy odpoczynek wypijam pół litra izotonika okazuje się to bardzo nierozważne tym bardziej że przed chwilą podjechałem i tętno jest wysokie, coraz wolniej tętno schodzi. Zjeżdżam w pewnym momencie przy kilku muldach zaczyna się rzyganie. Cały izotonik który nie zdążył się wchłonąć został pozostawiony ;). Nic jadę dalej. Zawsze staram się zjeżdżać chociaż krótkie odcinki. Ostatni duży podjazd około 70km to niekończące zmaganie ze słabościami. I ten podjazd (którego będę pamiętał do końca życia !!!) na początku próbowałem prowadzić ale ból łydek i uda był tak silny że musiałem jechać. Jechałem 5km/h i odpoczywałem 30s. Tętno się ustabilizowało organizm pracował bardzo dobrze tylko te czworogłowe . Nic z nich już nie zostało. Było mi już wszystko jedno pomyślałem żeby odpocząć tak pół godziny ale zaraz potem odgoniłem tą myśl, wiedziałem że jak zacznę odpoczywać to już nie wstanę. Jechałem dalej powtarzając musisz ukończyć musisz ukończyć ... W pewnym momencie miałem totalny kryzys jak można tyle podjeżdżać a końca nie widać za zakrętem miał być koniec a tutaj kolejny podjazd. Zaczynałem powoli się wyłączać pompując przez cały czas wjechałem ufff. Jest zjazd udaje mi się zjechać znów nie cały ale małymi krokami do przodu ;). I tak dojeżdżam do bufetu na prostej nie mogę rozwinąć prędkości szybszej niż 15km/h. Dojeżdżam do ostatniego bufetu. Kubek izotonika pytam się jeszcze ile do końca słyszę 8km w tym 5 pod górę. Jest 18:15, przelatują mi wszystkie myśli. Maks musisz zrobić wszystko aby zdążyć, mięśnie się odbudują teraz albo nigdy, tyle przejechałeś spróbuj … I nagle ostatnie pokłady energii. Jadę 27-30km/h później się okazuje że jest 5 zjazdu a 3 podjazdu. ;) W pewnym momencie widzę Jacka i Zbyszka ale praktycznie zaczyna mi się wszystko zlewać nie wiem jak to się stało nie pamiętam tego odcinka w każdym razie jest 18:30 do mety mnie kierują Zbyszek z Jackiem bo się okazuje że ktoś przestawił strzałkę i kierunek był do Hotelu ;). Dojeżdżam do mety i jestem wyczerpany ale jeszcze udaje mi się jakość iść. Micha regeneracyjna którą jem zimną bo za bardzo się rozgadałem ;).

Generalnie jestem bardzo szczęśliwy z ukończenia tego maratonu i wiem, że przede mną jeszcze dużo pracy w górach bardzo ważna jest technika zjazdów i siła, a jak się okazało tego mi brakło.

Ostatnie resztki ostatni zjazd ... © Maks

Tak wyglądałem po skończonym maratonie ... ;) © Maks


  • DST 71.35km
  • Teren 50.00km
  • Czas 03:31
  • VAVG 20.29km/h
  • VMAX 42.70km/h
  • HRmax 170 ( 94%)
  • HRavg 155 ( 86%)
  • Sprzęt Kellys Blade
  • Aktywność Jazda na rowerze

Debiut na GIGA

Sobota, 10 kwietnia 2010 · dodano: 10.04.2010 | Komentarze 14

Debiut na GIGA niestety nie udany. Zacznę może od początku. Start od razu tętno powędrowało w okolicach 160. Już po pierwszych 5 km poczułem kamień w nogach mimo że jechałem ze średnią około 28-32km/h z chwilą gdy coraz więcej wycinaków zaczęło mnie wyprzedzać i zaczęły tworzyć się pociągi. Tylko to były pociągi TGV gdzie średnia oscylowała między 35-40km/h szansa utrzymania się w takim pociągu dłużej graniczyła dla mnie z cudem. Po jakiś 15-20 km jazdy po tych dziurach zaczęły mnie boleć mięśnie lędźwie.
W końcu udało się dogoniłem słabszy pociąg i od razu moja całkowita średnia z 22 podskoczyła na 25km/h. i ból przeszedł jak ręką odjął ;) Na przed ostatnim bufecie zatrzymałem się i to był mój błąd miałem jeszcze picie i batony i po co ? niestety pociąg mi uciekł. I już go nie dogoniłem. W pewnym momencie piasek dostał się między tarcze i okładziny i niesamowicie tarł. Zatrzymałem się na chwilę i wypłukałem przedni zacisk izotonikiem ale to za wiele nie pomogło. Zacząłem gonić i niestety zarzuciło mnie na kilku muldach i przeleciałem przez kierownice i niestety tak nieszczęśliwie że przednia przerzutka była cała zapiaszczona i nie dało się przerzucić żadnego biegu. Miałem dłuższy postój około 15min w końcu udało mi się wrzucić na średni blat ale byłem już zrezygnowany. Po umyciu, w domu okazało się że jak się zakleszczyła przednia przerzutka to w tym samym czasie linka się przesunęła (śruba nie była dokręcona !!!). Z klocków z przodu niewiele zostało ;( (nawet nie było okazji dobrze zahamować)

Wnioski są takie przede mną jeszcze sporo pracy ale wydaje mi się że idę w dobrym kierunku i Dystans GIGA to jest to ;). Klosiu miałeś rację GIGA to nie przelewki ;)

Teraz czas wystartować w Murowanej oczywiście w GIGA (jak będzie).

Z Klosiem ... musimy się kiedyś razem wybrać na trening ;) © Maks


Na starcie w sektorze (co mnie czeka ???) © Maks


Po lewej widać Jacka a w środku jeśli się nie mylę Izę Cieniuszek - to z nią jechałem w pociągu © Maks


Na samym poczatku na podjeździe to tutaj mi tętno skoczyło do 160 ;) © Maks


Posiłek regeneracyjny (Sos mógłby być lepszy) © Maks
Kategoria Maraton


  • DST 34.27km
  • Teren 30.00km
  • Czas 01:29
  • VAVG 23.10km/h
  • VMAX 50.28km/h
  • HRmax 171 ( 91%)
  • HRavg 148 ( 79%)
  • Podjazdy 193m
  • Sprzęt Kelly's Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze

BM W Poznaniu

Niedziela, 6 września 2009 · dodano: 06.09.2009 | Komentarze 13

Dzień wcześniej wszystko przygotowane. Niedziela wyjazd na BM pierwszy w życiu Maraton w którym tak naprawdę najważniejsze to jechać przed siebie. Jadąc wzdłuż Malty spotkałem Jarka przedstawił mi swoją dziewczynę jako że nie zarejestrowałem się wcześniej postanowiłem pojechać szybciej się zarejestrować. Przy rejestracji spotkałem Zbyszka. Razem staliśmy w kolejce po numerki Ja dostałem 4110 a Zbyszek 4109. Generalnie było dość chłodno. Jako debiutanci (Ja i Zbyszek) startowaliśmy za murzynami a więc z 7 sektora. Masakra najwięcej ludzi właśnie w ostatnim sektorze. Ale pomyślałem sobie będzie dobrze. Ruszyliśmy chyba z 15 lub 10 min po 11:00 to co się działo na pierwszych kilometrach dla mnie to po prostu męka co chce kogoś wyprzedzić to się okazuje że w tym samym czasie ktoś mnie wyprzedza. Praktycznie przez około 10 km była zbita grupa osób gdzie praktycznie nie szło nikogo wyprzedzić dopiero później było nieco lepiej i zacząłem mieć więcej luzu patrze na licznik a tu średnia 20km/h masakra. Musiałem przyspieszyć i to bardzo. Na prostej miałem około 35km/h na zjazdach było nieco lepiej zacząłem wyprzedzać powoli raz jedną raz drugą osobę na podjazdach było jeszcze lepiej pod warunkiem że nie było wiele osób.

Podsumowanie
Ogólne wrażenia bardzo pozytywne. Średnia ponad 23km/h a miało być 25km/h
Ale jestem bliżej połowy więc ogólnie nie jest źle. Wybrałem dystans MINI jako że po ostatnim treningu niestety nie do końca zregenerowały mi się mięśnie ud.

Miejsce:

Open 216/404
M3 50/86

Jak widać cel prawie osiągnięty ;)

Tutaj trasa:


Strefy:
Zone1: 2:17
Zone2: 6:19
Zone3: 6:43
Zone4: 1:20:02
Zone5: 3:35

Jak widać jazda głównie w 4ej strefie.

Finisz ;) © Maks


Kilka zdjęć które pożyczyłem od Zbyszka,
Start do BM Poznań - Krzysztof już gotowy :) © toadi

Skupienie przed startem - Krzysztof ma numer 4110, a ja o jeden punkt niższy © toadi


Tutaj też siebie znalazłem:
Gdzie mi wszyscy uciekli ??? ;) © Maks

Przejście pod trasą Poznań - Swarzędz © Maks

Przejście pod trasą Poznań - Swarzędz © Maks


  • DST 61.20km
  • Teren 50.00km
  • Czas 02:52
  • VAVG 21.35km/h
  • VMAX 38.40km/h
  • Sprzęt Kelly's Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton na orientację Powidz 2009

Sobota, 22 sierpnia 2009 · dodano: 23.08.2009 | Komentarze 8

Jest to mój pierwszy maraton, spodziewałem się że to będzie maraton kameralny ;) i dzięki temu było bardzo miła atmosfera. No ale od początku Przyjechaliśmy razem ze Zbyszkiem około godziny 9:00, rejestracja pogadaliśmy trochę z organizatorem i jazda szykować rowerki. Moim celem było ukończyć maraton w określonym czasie i zaliczyć wszystkie punkty i nie przyjechać ostatni ;). Około godziny 10:00 gdy zaczęliśmy się przebierać Zbyszek zauważył że powietrze mu uchodzi z tylnego koła. Mieliśmy jeszcze trochę czasu więc zaczął się sprint ze zmianą dętki wyszło 10 min ze zdjęciem, napompowaniem i założeniem koła ;) Krótko po tym była zbiórka i dostaliśmy mapki na których zostały omówione punkty kontrolne. Później mieliśmy 15 min przerwy. Zbyszek rozrysował którędy będziemy jechać. Możliwości były 2 od punktu 0 (który wszyscy musieli zaliczyć na początku i na końcu) jechać w prawo na Punkt A lub w lewo na punkt F. Wybraliśmy ten drugi wariant. Wreszcie start ruszamy. Na początku wszyscy ruszyli do przodu ostro, próbowałem się trzymać ale na punkcie 0 dałem sobie spokój. W maratonach na orientację nie liczy się tylko siła w nogach ale i orientacja na mapie. Ze Zbyszkiem ustaliliśmy że jedziemy wolno ale dokładnie. Miałem schowaną mapę bo wiedziałem że można polegać na Zbyszka a tu zaraz na samym początku zrobiliśmy pętle nie trafiając do punktu F. No cóż musiałem pomóc Zbyszkowi ;). Straciliśmy cenne minuty. Dalej było już lepiej choć w kilku miejscach musiałem kontrolować trasę bo mimo że były szlaki oznaczone to z kompasu wynikało, że jedziemy zupełnie w innym kierunku. Generalnie prawie przez całą drogę jechaliśmy samotnie i pogodziliśmy się z tym że przybędziemy na ostatniej pozycji. Po drodze na Skorzęcin spotkaliśmy Sebka który jechał z przeciwnej strony a wiec startował od punktu A. Kluczyliśmy trochę zanim znaleźliśmy Paśnik Punkt C.Dalej udaliśmy się na punkt D i tu zaczęły się pierwsze oznaki zmęczenia. Startowałem z głębokiego piasku i nie zauważyłem że mam najcięższe przełożenie nie zdążyłem się wypiąć gleba niestety pech chciał że tak nieszczęśliwie upadłem że akurat na spory kamień uchhh do teraz mnie boli ...:(
Ale nic ruszamy dalej w pewnym momencie Zbyszek zasugerował się znaczkiem P na mapie dla nie wtajemniczonych Parking ;) Niestety wg mapy parking miał być około 100-200m a znak pokazywał 900m coś było nie tak ale byłem na tyle zmęczony że już nie chciało mi się patrzeć na mapę. Pojechaliśmy na wschód później na północ i w pewnym momencie wiedziałem że się zgubiliśmy. trzeba było jechać zgodnie z kierunkiem i znaleźć jakiś punkt szczególny który pozwoliłby nam zorientować mapę. Jadąc cały czas na północ dojechaliśmy do miejscowości. Okręglica i trzeba było w pewnym momencie skręcić w lewo pytanie tylko w jakim. Postanowiłem że określimy bardzo dokładnie nasze położenie dosyć błądzenia. Po chwili Zbyszek stwierdził na 100% gdzie jesteśmy i że jedziemy w prawidłowym kierunku. Sprawdziłem i zgodziłem się w 100% jechaliśmy dobrze. Wjechaliśmy w przecinkę która wyprowadziła nas idealnie na punkt D. Po drodze spotkaliśmy ekipę z Teamu Rybczyńskiego. (Mieli tyle samo punktów co my i również ruszali tak jak my (w lewo). Tak wiec dogoniliśmy kogoś ;). Bardzo szybko nas dogonili mimo że próbowaliśmy im uciekać ;). Zamiast jechać prosto na Okręglice i skręcić w 4 przecinkę, Pojechaliśmy na Zielątkowo i nadrobiliśmy znowu kilometry. W pewnym momencie grupa od Rybczyńskiego nas wyprzedziła i po pewnym czasie Zbyszek krzyczy że oni źle jadą i mam stanąć wyjmuje kompas i patrze faktycznie jadą w przeciwnym kierunku postanowiliśmy wjechać w przecinkę i po chwili już zauważyłem lampion byliśmy na miejscu. jedziemy dalej a tu z przeciwka jedzie jak myślicie kto ? no właśnie ... Ruszyliśmy z kopyta średnia 30 - 35 nie schodziła z licznika. Nie wiem czy minęło 5 min już siedzieli nam na kole i oczywiście nas nie wyprzedzali ;) dojechaliśmy do kolejnego punktu G. Później stwierdziłem że nie ma sensu z nimi jechać tempo mieli naprawdę wysokie. A ja miałem już ostry kryzys (brak węglowodanów zrobił swoje) zacząłem jeść batonik w czasie jazdy na siłę. Po pewnym czasie znów nie zwracałem uwagi i zajechaliśmy za daleko i musieliśmy się wrócić to był kolejny punkt - A. Przez moment jak mijaliśmy przecinkę wydawało mi się że widzieliśmy ekipę Rybczyńskiego. Baton zaczął działać po pół godzinie. Mamy prawie wszystkie punkty teraz już tylko powrót do punktu 0 jedziemy na full baton działa ;) patrzę na licznik nie schodzi poniżej 30-35 myślę jest dobrze ;)

Dojechaliśmy pytam się czy jesteśmy ostatni okazuje się że ani w swojej kategorii ani w open nie jesteśmy ostatni a więc zwycięstwo ;)))
Plan osiągnięty w 100%.

Podsumowanie:
Było super ;)

Oto kilka zdjęć oraz film z zakończenia:
Organizator maratonu na orientację Powidz 22.08.2009 © Maks

Szykujemy się do startu ;) © Maks

Kolejna ekipa ;) © Maks

Tej ekipy chyba nie trzeba przedstawiać ten Giant XTC jest poprostu ...;) © Maks

Nasze rumaki (ostatni rok w Elicie następny juz w Mastersach) © Maks

Pierwszy PK zdobyty ;) © Maks

Zbyszek czy aby na pewno tutaj jesteśmy ???? ;) © Maks

Punkt E zdobyty ;) © Maks

Punkt A zdobyty ;) © Maks

Już wiedzieliśmy że nie jestesmy ostatni ;) © Maks

Oto mapka wraz ze zdobytymi punktami do zobaczenia za rok ;) © Maks




Zakończenie