Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Maks z miasteczka Poznań, Os. Pod Lipami. Mam przejechane 23879.28 kilometrów w tym 9152.02 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl


MARATONY W KTÓRYCH BIORĘ UDZIAŁ


REPREZENTUJE TEAM

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Maks.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Powyżej 50km

Dystans całkowity:8635.09 km (w terenie 3958.00 km; 45.84%)
Czas w ruchu:397:46
Średnia prędkość:21.18 km/h
Maksymalna prędkość:67.80 km/h
Suma podjazdów:47366 m
Maks. tętno maksymalne:200 (111 %)
Maks. tętno średnie:173 (92 %)
Suma kalorii:160384 kcal
Liczba aktywności:123
Średnio na aktywność:70.20 km i 3h 18m
Więcej statystyk
  • DST 69.96km
  • Czas 02:51
  • VAVG 24.55km/h
  • VMAX 38.42km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 161 ( 89%)
  • HRavg 140 ( 78%)
  • Kalorie 1852kcal
  • Podjazdy 269m
  • Sprzęt Kellys Blade
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trening E2

Sobota, 19 marca 2011 · dodano: 19.03.2011 | Komentarze 3

Dzisiaj w tlenie start ode mnie z domu jechaliśmy z Michałem. Jazda całkiem przyjemna. Jeden popas w Rokietnicy. Północny wiatr.

Wyniki:
1 strefa do 120bpm 00:11:57
2 strefa do 150bpm 02:04:22
3 strefa do 178bpm 00:34:52

Trasa:


  • DST 95.22km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:34
  • VAVG 20.85km/h
  • VMAX 39.78km/h
  • Temperatura 1.0°C
  • HRmax 164 ( 91%)
  • HRavg 133 ( 74%)
  • Kalorie 2724kcal
  • Podjazdy 519m
  • Sprzęt Kellys Blade
  • Aktywność Jazda na rowerze

Prawie setka

Sobota, 5 marca 2011 · dodano: 05.03.2011 | Komentarze 6

Dzisiaj umówione spotkanie ze Zbyszkiem i Marcinem założenie jazda w tlenie (Oczywiście moje założenie);) Zjadłem małe śniadanie, licząc że po drodze będziemy odwiedzać jakieś przybytki. Przybyłem jako pierwszy 10:50 zaraz po mnie przybył Marcin. Później jak zwykle spóźniony Zbyszek z informacją że Jacka nie będzie :( buuuu. Wyjechaliśmy kilkanaście minut po 11:00. Trasa była tak przemyślana aby jak najmniej robić pod wiatr lub być osłoniętym przez drzewa. Ruszyliśmy z od strony Malty Zbyszek wystartował jakby to był maraton tętno od razu poza progowe ;) Ja miałem "nieco" mniejsze ale generalnie jechałem wolniej jako że mieliśmy przejechać setkę i w tlenie. Generalnie nie liczy się średnia z jazdy bo tlen to tlen u każdego jest inny a tu dupa musiałem gonić. Ale generalnie nie pokazywałem że jest moc mimo że 2 dni wcześniej miałem interwały a wczoraj jeszcze siłka. Po prostu jechałem swoje. Bardzo szybko strawiłem śniadanie jako że było ubogie to nie trwało to dłużej niż 1h to pewnie przez to tętno ;) W Pobiedziskach się zatrzymaliśmy na jedzenie i ogrzanie stup wg mnie był to dobry pomysł stopy się rozgrzały i ruszyliśmy dalej ale ruszyliśmy w stronę zachodnią pod wiatr i zaczęło nam się robić zimno ale przez krótką chwilę Później jechaliśmy spory czas w terenie aż do Biedruska. Zbyszek zaczął dość szybko słabnąć już praktycznie w okolicach Murowanej Gośliny. Zjadł banana i batona było nieco lepiej po pewnym czasie. Jechaliśmy spory kawałek bardzo wolno w tlenie aby organizm zaczął trawić ja zacząłem czuć się zdecydowanie lepiej. Gdy minęliśmy Biedrusko na ostatnim większym podjeździe zaatakowałem z końca pokazując kto ma tutaj najwięcej siły i wytrzymałości Marcin mimo że młodszy ode mnei i to sporo nie utrzymał się na moim kole zaczęła się ucieczka. Zacząłem przyspieszać 28..30..32..35km/h utrzymywałem przez pewien czas ale tętno niemiłosiernie zaczęło rosnąć wiedziałem że muszę ustabilizować tętno i to jest kwestia czasu zjechałem do prędkości 28-32km/h Dojechałem praktycznie do końca skrzyżowania i na przystanku się zatrzymałem aby się pożegnać trochę poczekałem na kolegów ale nie wiele może 1-1,5min. Myślę że wytrzymałość jest i to spora ale to nie był maraton to miał być trening a wyszło jak wyszło o to wyniki:

Czas jazdy w strefie do 120bpm - 00:50:18
Czas jazdy w strefie do 150bpm - 03:04:00
Czas jazdy w strefie do 178bpm - 00:35:01
Średnia kadencja 71rpm

Kilka fotek i filmik oraz ślad trasy:



Trening Co za poza ;) © Maks


Rumcajs z rzacholeckiego lasu ;) © Maks


Trzeba się posilić ;) © Maks




Jutro mycie i smarowanie ścigacza aby nie zardzewiał.

  • DST 60.95km
  • Teren 35.00km
  • Czas 03:14
  • VAVG 18.85km/h
  • VMAX 65.28km/h
  • Sprzęt Kellys Blade
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lekkie kręcenie po WPNie

Sobota, 9 października 2010 · dodano: 09.10.2010 | Komentarze 4

Umówiliśmy się przy Becie na miejsce stawił się Zbyszek i Jacek ja się trochę spóźniłem więc wyjazd nieco się przesunął od razu ruszyliśmy do przodu. W Puszczykowie wskoczyliśmy do BCMu zrobić drobne zakupy. Muszę pojawić się jeszcze raz na chce wymienić pieluchę oraz koszulka lekko się zaczyna pruć więc pewnie też oddam do przeszycia.
Miał być dłuższy wyjazd ale niestety syn mi zagorączkował okazało się że ma anginę i musiałem wracać powrotna jazda miała być asfaltem ale jak mi śmignął A6 wyprzedzając na gazetę to stwierdziłem że pojadę dłużej bocznymi ścieżkami ;)
Szkoda bo miałem w planach kilka ciekawych podjazdów. Bardzo ciekawe jest to że jak robiłem wczoraj nogi a przykładałem się naprawdę ostro dzisiaj zero zakwasów widać 30min rozjazd regeneracyjny pomógł w 100% ;)



Wycieczka do WPNu © Maks


  • DST 58.50km
  • Teren 50.00km
  • Sprzęt Kellys Blade
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łagów 2010

Sobota, 2 października 2010 · dodano: 04.10.2010 | Komentarze 3

Postanowiliśmy ze Zbyszkiem powtórzyć wyjazd z 2008 roku do Łagowa. Tereny przepiękne do jazdy.

Widok ze szczytu Gorajec w Łagowie © Maks

Widok z punktu widokowego © Maks

Widok z punktu widokowego © Maks

Widok z punktu widokowego © Maks







  • DST 69.76km
  • Teren 60.00km
  • Czas 03:54
  • VAVG 17.89km/h
  • VMAX 45.38km/h
  • HRmax 173 ( 96%)
  • HRavg 153 ( 85%)
  • Kalorie 1545kcal
  • Sprzęt Kellys Blade
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton w Osiecznej

Niedziela, 12 września 2010 · dodano: 12.09.2010 | Komentarze 22

Generalnie poszło mi kiepsko już po 10km stwierdziłem że nie będzie łatwo. Po 20 km zaczynał się kryzys ból kręgosłupa części lędźwiowej praktycznie nie byłem wstanie jechać poniżej 85% mojego tętna max. Wydolność mi koszmarnie spadła przez ten okres nie jeżdżenia. Była siła. Podjechałem bez problemów prawie wszystkie podjazdy. Wytrzymałość kompletnie spadła. Po 30km zaczął mnie boleć brzuch. ulgę przynosił izotonik ale tylko na chwilę. W dodatku przy zjeździe z Jagody gdzie wiele osób sprowadzała. Ja jechałem i to naprawdę w niezłym tempie w pewnym momencie wyczułem że amor jest zablokowany spojrzałem i... w tym momencie musiało mnie wynieść lekko w lewo uderzyłem na zablokowanym amorku w pieniek wywaliło mnie centralnie z roweru i lotem koszącym udało mi się wylądować w okolicach młodnika obijając sobie prawy bok dodatkowo prawy łokieć i niestety prawo kolano znów w stanie opłakanym :( Coś czuje że kolejny maraton pojadę jechał z bandażem...
Trasa super było praktycznie wszystko to co lubią tygryski ;) Single, interwałowe podjazdy, trochę jezior i trochę błota i trochę asfaltu ;)
Warto było się stawić. Kolejny maraton traktuje jako trening i naukę i już wiem że niestety następny będzie podobny. Niestety nie będę w stanie być na treningach oj brakuje siłki i spinningu :(. Powoli muszę się przygotowywać do zakończenia sezonu maratonowego.
Osieczna © Maks


Dużo osób udało się spotkać i poznać:
Dave z kolegą
Marc
Rodman
Dun
Zbyszek
z3waza
Rzepkok
p2kropin
josip

  • DST 73.56km
  • Teren 60.00km
  • Czas 04:06
  • VAVG 17.94km/h
  • VMAX 47.92km/h
  • HRmax 172 ( 96%)
  • HRavg 146 ( 81%)
  • Sprzęt Kellys Blade
  • Aktywność Jazda na rowerze

Hermanowa GIGA

Niedziela, 15 sierpnia 2010 · dodano: 15.08.2010 | Komentarze 17

Na początek kilka słów o samym maratonie tak więc trzeba powiedzieć że dojazd do maratonu oznakowany bez problemów człowiek trafia. Przyjechaliśmy do Hermanowa. Pobranie numerów i chipa oraz Pakietu w którym była koszulka XL (udało mi się zamienić na S o dziwo pasuje na mnie) ;) żel i batonik oraz broszurka opisująca organizatorów. Możliwość wypicia kawy w dowolnej ilości cukier śmietanka do dyspozycji ;) duży plus. Przebraliśmy się ze Zbyszkiem i mały trening. Start przesunięty o pół godziny. Ustawiamy się w sektorach. Mój plan taki aby trzymać się blisko Zbyszka aby mi torował drogę bardzo szybko okazało się że to nie będzie takie łatwe ponieważ wystartowali wszyscy razem więc wymijanie dzieciaków i osób które po raz pierwszy jechały na maratonie nie jest łatwe. Zbyszek ucieka mi na jakieś 200m ale po mojej prawej wychodzi młody który ostro pruje do przodu podczepiam się na koło wymijamy kilkanaście osób jestem zaraz za Zbyszkiem jest kamienisty zjazd gość przede mną panikuje i zaczyna gwałtownie hamować przednim i tylnym hamulcem przednie koło dostaje uślizgu (miałem to w Głuszycy) i gościu leży jak długi. Miałem dosłownie sekundę albo przeskoczę albo go uderzę albo będę starał się go wziąć od lewej wybrałem to ostatnie niestety uderzając go kołem w głowę (całe szczęście, że miał kask) po uderzeniu jechałem na tyle wolno że udało mi się wypiąć w locie i rower został. Nic mi się nie stało gość też wstał. Tak to jest jak się zaczyna panikować na zjazdach.
Jadę swoje już wiedziałem że będzie trudno dogonić Zbyszka. Ale powiem tak że tętno średnie było bardzo wysokie 158 a max powyżej 170. Wszystko ok na zjazdach puszczałem klamki na podjazdach podjeżdżałem na jednym szybkim zjeździe ustawiłem się na środku (tam gdzie było twardo. jakiś gość próbował mnie brać po prawej stronie w lekkiej rynnie piaskowej, zarzuciło go 2 razy i zliczył piękne OTB wpadając na drzewka. Nie mogłem się obejrzeć bo bym wylądował podobnie. Pominę fakt że część osób pogubiło trasę. Nadrobiliśmy trochę km (problem z oznaczeniem). Na 20km tego nie zapomnę to był dla mnie koniec :( zjadłem żelka ponieważ wiedziałem że przy takim spalaniu muszę przyjąć wcześniej niż na 30km. Po przejechaniu 30 km zacząłem mieć potworne bóle żołądka nic nie pomagało, wypicie czegokolwiek tylko potęgowało ból a wiedziałem że muszę pić i jeść bo będzie ze mną źle. Po pwenym czasie jakimś cudem na podjeździe zobaczyłem Zbyszka. Mi udało się podjechać mimo że było ciężko on szedł z buta ;). Dalej jadę swoje ale niestety ból się wzmaga na kolejnym bufecie zaczynam jeść arbuzy popijam (nie wiem co to było czy woda z sokiem czy coś innego) Zaczynam mieć potworne bóle przez chwilę pomyślałem że zrezygnuje nie dam rady, nic nie pomaga żołądek w ogóle nie pracuje jest kompletna bryndza zaczynam jechać swoim tempem zaraz za Zbyszkiem mijają nas goście z GIGA masakra oby dojechać pomyślałem najwyżej się doczołgam do mety. Kolejny bufet Zbyszek łapie w locie picie ja się zatrzymuje na 2 kubki. Kolejna fala bólu. Jadę Zbyszkowi na kole ale za chwilę już nie mogę im szybciej kręcę tym większy ból. Już wiem że z nim nie wygram myślę że on wie również. Zwalniam coraz bardziej jadę tempem spacerowym wiem że nie mogę ani pić ani jeść czegokolwiek. Mijają kolejne km ból się zmniejsza. Jest ostatnie 6km. Żołądek wskakuje na obroty jest lepiej zaczyna się spalanie ale po niecałej minucie jest kryzys "węglowy" zaczynam odczuwać najpierw stopy później plecy. Nie będę ryzykował kolejnym żelkiem pomyślałem sobie i znów musiałem zwolnić ból pleców był nie do zniesienia. Dojazd do mety mniej więcej w tym czasie powyżej 4h tak źle mi jeszcze nie poszło. Wiem że gdyby nie ten żel to mogłoby być inaczej. No cóż tak bywa. Prawdopodobnie żel dostał powietrza po odkręceniu miałem go w lodówce myślę że ponad miesiąc i się zdążył zepsuć.
Zbyszek był po raz pierwszy przede mną i po raz pierwszy 6. Przyjechałem jakieś 15 min po nim.
Jak dojechałem na metę zjadłem solidną porcję makaronu do tego kiełbasa z grilla do tego litr coli na oczyszczenie żołądka. Poczułem taki power że mógłbym jechać maraton ponownie ;)
Bym zapomniał podczas losowania wygrałem narzędzia ;) szkoda że nie rowerowe ;).

Co do oznaczeń maratonu to po prostu porażka. Wg mnie 1 zbyt mało kartek i kartki za małe złe kolory niebieska strzałka na białym tlę lub pomarańczowa strzałka na białym tle z bardzo wąskim grotem nawet z 10m nie szło zauważyć czy trzeba jechać w prawo czy jest w lewo. No i oczywiście start wg mnie należało podzielić na 3 grupy MINI MEGA i GIGA i puszczać w odstępach czasowych. Zacząć od GIGA a kończąc na MINI. (To moja skromna sugestia)

Ponad 8min (sumarycznie jazda na progu mleczanowym) jest to chyba najdłużej. (pod warunkiem że mój próg nie zdążył się przesunąć

Co do reszty pierwsza klasa ;)
Ogólne wrażenia mimo złego samopoczucia bardzo pozytywne ;)

Miło było spotkać:
Jarka i Marka od Rybczyńskiego.(Marek przyjechał aż ze Złotego Stoku pojeździć na płaskim terenie ;))
Agnieszkę - dziewczynę Jarka
Marca z Wojtkiem
Duna
Pawła wraz z Kuzynem
Rodmana
Konrada z kolegą

  • DST 65.40km
  • Teren 61.00km
  • Czas 05:27
  • VAVG 12.00km/h
  • VMAX 49.30km/h
  • HRmax 187 (104%)
  • HRavg 143 ( 79%)
  • Sprzęt Kellys Blade
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton w Głuszycy

Niedziela, 1 sierpnia 2010 · dodano: 03.08.2010 | Komentarze 9

Myślę że był to najważniejszy maraton jako, że ostatni u Golonki w tym roku. Cel był pokonać po raz ostatni Zbyszka i przypieczętować tym samym swoje zwycięstwo.
Jeśli chodzi o skalę trudności był na pewno bardzo wymagający trzeba było nie raz puszczać klamki bo inaczej byłoby nie wesoło. Ale wróćmy na początek. Ustawiliśmy się przed startem razem ze Zbyszkiem, z Marcem i Wojtkiem. Przed startem oczywiście porcja żelu, pełna koncentracja wreszcie start. Jadę jak zwykle swoje kontem oka widzę Marca pomyślałem Zbyszek pewnie też poleciał do przodu. Ale nic na pierwszym podjeździe robi się tłok co jakiś czas łapię się na koło i zaczynam przyspieszać. Oddech miarowy głęboki tętno ustabilizowane tlenowe ;) Tak jadę sporą część dystansu wreszcie zaczynam wchodzić w górne okolice swojego tętna tlenowego łapie się na koło coraz szybszych zawodników. Problem w tym, że ci zawodnicy bardzo szybko się wypalają. Na jednym szutrowym zjeździe widzę jak gościowi przede mną zaczyna latać tylne koło i zaczyna tracić kontrolę nad rowerem ale w porę wyhamowuje (nie obyło się bez upadku). Patrzę wstaje słyszę głos z tyłu wszystko ok.? Gość krzyczy że tak. Przyspieszam… Moje koło dostaje niebezpiecznych wibracji i zaczyna latać na prawo i lewo, zaczynam pulsacyjnie hamować. Koło wraca na "prostą" ;) Myślę: Cały czas jeszcze jestem w ogonie. W pewnym momencie po lewej stronie siedzi gościu. Ktoś się pyta czy pomóc gość mówi że rozwalił karbona w 3 miejscach (ma chłopak pecha ...) Czuję, że jedzie mi się naprawdę nieźle muszę tylko pamiętać o regularnych postojach i węglowodanach a będzie dobrze ;). W pewnym momencie widzę Izę jedziemy przez jakiś czas razem. Jadę na jej kole myślę. Wiem że wie że jadę za nią bo jak tylko próbuję ją wyprzedzić po prawej stronie przyspiesza. Postanawiam że jeszcze poczekam w pewnym momencie widzę jak zaczyna pić i w tym samym momencie ją wyprzedzam dość stanowczo. Jadę przed nią. Na pewnym zjeździe dochodzę jakiegoś marudera który zbyt gwałtownie zaczyna hamować co niestety kończy się dla mnie wypięciem z roweru. Dobrze że Iza zdążyła zahamować w porę i się nic nie stało. Wskakuje na rower tracę kilka pozycji zaczynam gonić ale bez problemu dochodzę i wyprzedam na zjeździe Izę później już jej nie zobaczę. Na 25km jak twierdzi Zbyszek (ja nie pamiętam) na jednym z podjazdów zauważam Zbyszka jakoś dziwnie kręci jakby był zmęczony. Postanowiłem, że wezmę go bardzo szybko pokazując mu, że mam sporo siły tak aby mi przypadkiem nie usiadł na koło. Bardzo szybko go mijam. Przyspieszam mija jakieś 5 km nie widzę go za sobą mogę jechać swoje. Jadę szybko jak na moje możliwości sił mi starcza staram się każdy podjazd podjeżdżać ale nie zawszę się udaje. Na 32km biorę 100g żelu. Nie mam żadnych problemów czuje delikatnie nogi. Zbliżam się do sławetnego zjazdu na którym wczoraj zaliczyłem glebę bo spanikowałem i zbyt mocno przyhamowałem. Dzisiaj już nie popełniam tego błędu widzę gość jedzie przede mną ale jakoś tak bardzo wolno krzyczę uwaga !!!!. Goś momentalnie hamuje i schodzi z roweru odsuwając się (podziękowałem) zjechałem na samym końcu jest skręt w lewo wiem że nie skręcę muszę zahamować wypinam lewą stopę ale rower idzie w prawą stronę. Z prawej nogi zaczyna się sączyć przez bandaż, kurcze ale pech ta noga mi Się chyba nie zagoi...:(. Ten zjazd mnie wykończył i gleba pewnie była ze zmęczenia. Postanawiam że wezmę kilka łyków izotonika z bidonu i w drogę. Dochodzę gościa który mi ustąpił miejsca wcześnie przy zjeździe widzę jak schodzi z roweru i siada. Pytam się czy coś się stało on mi na to że skurcze. Jadę dalej, Zbyszka nie widzę jest ok to mi daje skrzydeł jadę szybciej. Gdzieś na końcowym zjeździe po kamieniach i korzeniach widzę gościa co sprowadza rower krzyczę uwaga !!! ... lekko przyhamowałem i zaraz jak go mijam przednie koło wpada w poślizg nie udaje mi się opanować roweru wiem że będę leżał... Gleba. Bardzo bolesna. Słyszę za sobą głos ja pier!@#ę nic się nie stało. Wstaję z lewego kolana leci czerwona sprawdzam czy mogę się ruszać czy nic nie jest połamane uderzyłem delikatnie głową o ziemię. Stwierdzam że nie ma sensu sprowadzać to jest do przejechania. Słyszę za sobą głos "I dla tego ja sprowadzam ..." Wsiadam na rower i kończę zjazd. Znów za mocno zahamowałem uderzyłem "dolną częścią brzucha" o siodełko i zaliczyłem kolejną wywrotkę tym razem bardziej bolesną od siodełka niż od upadku. Wsiadam dalej znów jadę zjazd się kończy po lewej stronie widzę gościa leży na trawie drugi mu pomaga wezwał już karetkę słyszę o ku$#a chcesz wodę utlenioną ? Krzyczę że nie potrzebna. Dojazd do kolejnego bufetu. Doszedłem Marca. Zaczynam pałaszować co mają dużo piję gość mi się pyta czy polać wodą nogę to był zły pomysł czerwona już zastygła a woda leje mi się do buta bez sensu ... :( leje kolejną porcję izotonika do bidonu i ruszam za Marcem. Długi zjazd asfaltowy nie pedałuję przede mną jakiś gość nie ma szans z moimi oponkami ;) Gość pedałuje i ciągle się obraca składam się rower przyspiesza dochodzę do gościa krzycząc że ma się nie obracać bo wyląduje w rowie. Tym bardziej że z przeciwka jadą auta. Zakręt w prawo i zaczyna się ostry podjazd. Jasny gwint zaczynam czuć nogi ale to już jest końcówka. Okazuje się że jeszcze jest podjazd na Sowę. Dojazd do kolejnego bufetu w locie łapie wodę i zaczyna się kamienisty podjazd. Zaczynam odczuwać duże zmęczenie i znużenie łapię się na koło za gościem i jadę jego torem nie chce mi się go wyprzedzać ale gość jedzie tak wolno i kiepsko technicznie że co jakiś czas staje wyprzedzam go... Koniec podjazdu na Sowę. Zjazd jest ciężko przestaje rejestrować już gdzie jestem widzę tylko strzałki. I tak jadę do samego końca do Mety. Zbyszka nie widać. Dojeżdżam na miejsce startu i spotykam Wojtka pokazuje mi max prędkość ponad 70km/h.

Szukam karetki muszę oczyścić ranę kość piszczelowa spuchnięta ale jest ok. Miłe panie lekarki oczyszczają mi ranę dezynfekując i chłodząc miejsce stłuczenia. Przy okazji okazuje się że łokieć też jest nieco zabrudzony. Po oczyszczeniu nie wygląda to zbyt groźnie lekkie zadrapania i stłuczenia to wszystko.
Wyciągnięte wnioski ze zjazdów są ;)
Przy okazji powrotu do miejsca zakwaterowania mam odcięcie energii dopiero teraz przypomniało mi się że nie wziąłem kolejnego żelu. Dochodzę do siebie po 10 min jazdy tempem żółwim.
I tak jakoś dojeżdżam na miejsce ze Zbyszkiem i Dunem. Zbyszek jak zwykle na powrocie pokazuje ile ma siły ;)

Kolejny maraton wygrany i kolejny maraton w który włożyłem 100% tak trzymać ;)
Wyniki:
Open: 289/447
M4: 29/52

Po analizie max tętno na zjeździe chyba jak zobaczyłem przed sobą auto to tak podskoczyło ;)

Gdzieś na trasie ... © Maks


  • DST 63.18km
  • Czas 02:14
  • VAVG 28.29km/h
  • VMAX 41.08km/h
  • HRmax 200 (111%)
  • HRavg 143 ( 79%)
  • Kalorie 1946kcal
  • Sprzęt Kellys Blade
  • Aktywność Jazda na rowerze

Budowa wytrzymałości

Poniedziałek, 26 lipca 2010 · dodano: 26.07.2010 | Komentarze 5

Dzisiaj postanowiłem że wyskoczę na starą trasę wytrzymałościową jest w "miarę" płaska. Po pierwszych 5 km zacząłem czuć Niedzielne podjazdy wiedziałem że to minie tylko kiedy ? Minęło na 20km. Dzisiaj stwierdziłem że zrobię więcej miedzy czasów aby mieć co pobijać. Dzisiaj wyjątkowo noga podawała jak należy ;) Wszystko byłoby super gdyby nie incydent z autem które wymusiło na mnie pierwszeństwo i zmusiło mnie do gwałtownego hamowania zatrzymałem się przed furgonetką jakieś 2 metry zrobiło mi się naprawdę gorąco ten miesiąc jest dla mnie wyjątkowy.
Dalej już bardzo ostrożnie przez osiedle.
Wygląda na to że wracam z kondycją do początku lipca.
Jutro odpoczynek a w środę jak nie będzie padać kolejny trening.

Trasa:


Wyniki:
Pierwsza część (koniec Rokietnica)
MAXPULS: 200bpm 111%hr max (Błąd nie chce mi się wierzyć abym miał takie tętno)
AVGPULS: 148bpm 82%hr max
AVGCAD: 77rpm
DIST: 15,73km
TOTALTIME: 31:31
AVGSPEED: 29,9km/h
MAXSPEED: 41,7km/h
TOTALCAL: 485kcal

Druga część (koniec Przecław)
MAXPULS: 154bpm 86%hr max
AVGPULS: 147bpm 82%hr max
AVGCAD: 75rpm
DIST: 7,90km
TOTALTIME: 16:09
AVGSPEED: 29,3km/h
MAXSPEED: 31,8km/h

Trzecia część (koniec Pamiątkowo)
MAXPULS: 150bpm 83%hr max
AVGPULS: 146bpm 81%hr max
AVGCAD: 77rpm
DIST: 3,13km
TOTALTIME: 6:18
AVGSPEED: 29,8km/h
MAXSPEED: 33,2km/h
TOTALCAL: 97kcal

Czwarta część (koniec Lulin)
MAXPULS: 155bpm 86%hr max
AVGPULS: 146bpm 81%hr max
AVGCAD: 78rpm
DIST: 3,55km
TOTALTIME: 7:00
AVGSPEED: 30,4km/h
MAXSPEED: 32,9km/h
TOTALCAL: 113kcal

Piąta część (koniec Kowalewko)
MAXPULS: 154bpm 86%hr max
AVGPULS: 147bpm 82%hr max
AVGCAD: 80rpm
DIST: 5,21km
TOTALTIME: 10:12
AVGSPEED: 30,6km/h
MAXSPEED: 36,0km/h
TOTALCAL: 171kcal

Szósta część (koniec ul. Obornicka)
MAXPULS: 154bpm 86%hr max
AVGPULS: 146bpm 81%hr max
AVGCAD: 70rpm
DIST: 4,82km
TOTALTIME: 10:26
AVGSPEED: 27,7km/h
MAXSPEED: 32,7km/h
TOTALCAL: 142kcal

Siódma część (koniec w zajeździe pół litra pepsi - 7min przerwy)
MAXPULS: 152bpm 84%hr max
AVGPULS: 137bpm 76%hr max
AVGCAD: 71rpm
DIST: 9,08km
TOTALTIME: 19:35
AVGSPEED: 27,8km/h
MAXSPEED: 35,9km/h
TOTALCAL: 275kcal

Ósma część (koniec Suchy Las)
MAXPULS: 152bpm 84%hr max
AVGPULS: 136bpm 75%hr max
AVGCAD: 75rpm
DIST: 4,31km
TOTALTIME: 9:05
AVGSPEED: 28,5km/h
MAXSPEED: 33,8km/h
TOTALCAL: 135kcal

Reszty nie było sensu pisać bo już praktycznie na osiedlu.

  • DST 70.20km
  • Teren 60.00km
  • Czas 04:07
  • VAVG 17.05km/h
  • VMAX 52.32km/h
  • Sprzęt Kellys Blade
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miałbyć trening a było tak sobie ...

Niedziela, 25 lipca 2010 · dodano: 25.07.2010 | Komentarze 3

Zaczęło się od tego że jak sprawdziłem rowerek to okazało się że trochę powietrza uszło z tylnego kola a więc jest gdzieś dziura ale postanowiłem napompować bo powietrze nie uchodziło zbyt szybko więc spokojnie wiedziałem że przejadę. Włączam pulsometr kadencja nie działa próbuje parować z zegarkiem ale wynik negatywny. Jako że umówiłem się ze Zbyszkiem o 12:00 postanowiłem to olać. Wiedziałem już że nie będzie wyników. Na początek pojechaliśmy nadwarciańskim do Puszczykowa do sklepu zjeść po bananie. Później skoczyliśmy zgodnie z trasą Jacka dojechaliśmy do wzniesienia. Postanowiliśmy trochę poćwiczyć siłę podjeżdżaliśmy tak z jeszcze jednym gościem nieco starszym od nas my podjechaliśmy 3 razy za każdym razem zmniejszając przełożenie końcówka to była masakra ;) Jedziemy dalej. A gościu nadal ćwiczy podjazdy ... Pokręciliśmy się trochę po WPNie myśląc że spotkamy Jacka ale niestety się nie udało. Za to jak wracaliśmy spotkaliśmy tego samego gościa jak podjeżdżał myślę że facet przygotowywał się do Głuszycy. Po drodze widzieliśmy jeszcze ekipę gdzie na czele jechał jakiś poznaniak z TORQ później jeszcze zaliczyliśmy trochę podjazdów. W drodze powrotnej daliśmy mocniejsze tępo skoczyliśmy na loda do Puszczykowa potem wracaliśmy nadwarciańskim. W drodze powrotnej jechałem bardzo blisko Zbyszka ten nagle zrobił fale (Mocno w lewo i w prawo). Niestety ja już nie zdążyłem miałem do wyboru wysoki krawężnik ewentualnie wyjechanie na jezdnie. Wybrałem hamowanie obróciło mną o 180 stopni tak że jeszcze jechałem przez chwilę tyłem. Obyło się bez gleby ale opona wygląda nieciekawie. Kilka hamowań na asfalcie i momentalnie bieżnik schodzi ...
Do Głuszycy trzeba będzie przełożyć koła. Licznik chodzi bez zarzutu ani razu nie było problemu.
Mieliśmy mało czasu aby pokręcić się dłużej może kiedy indziej. Teraz trzeba będzie wznowić treningi wytrzymałościowe.
Wieczorkiem wyszedłem z dzieciakami pograć w piłkę aby trochę rozruszać nogi bo jak schodziłem ze schodów to wyraźnie czułem podjazdy ;)
Wyjazd udany Teraz pewnie spotkamy się dopiero na w Piątek. W Poniedziałek przełożę łańcuch i sprawdzę czy przeskakuje po jak jechałem to nie było ciekawie kilka razy mi przeskoczył.
Jak przyjechałem do domciu wymieniłem baterię w kadencji i sparowałem kadencję z zegarkiem jest ok. Czwartek szykuje rower na Głuszycę, do tego czasu treningi, wytrzymałościowo-siłowe. Noga wygląda zdecydowanie lepiej coraz mocniej podaje i już nie krwawi.

  • DST 65.39km
  • Teren 40.00km
  • Czas 03:16
  • VAVG 20.02km/h
  • Kalorie 1325kcal
  • Sprzęt Kellys Blade
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Jackiem i Pawłem do WPNu

Wtorek, 20 lipca 2010 · dodano: 20.07.2010 | Komentarze 6

Zaczęliśmy od razu mocnym tempem ;) na płaskim nie było problemu jechaliśmy równo razem. Problemy zaczęły się przy technicznych zjazdach i podjazdach na końcówce gdzie dość mocno zaczęło mi doskwierać kolano kilka razy musiałem przejść przez zwalone drzewo zbyt mocno zgiąłem nogę i krew zaczęła się sączyć przez bandaż. Niestety ale po raz kolejny odzywa się mój organizm mówiąc przystopój stary :) i teraz go posłucham ;).
Do piątku szlaban na jazdy. Dzisiaj jak odwinąłem bandaż to lepiej nie mówić. Do tego wszystkiego. Doszedł problem z licznikiem gdzie co jakiś czas musiałem stawać i poruszać końcówką bo nie chciał działać, odnowił się też problem z tylnym hamulcem. Wydaje dziwne odgłosy jak by był zardzewiały ;) Odgłosy wydobywają się z tylnego zacisku.
Jutro jadę do serwisu niech sprawdzą hamulec. Kupię nową elektronikę do Sigmy mam nadziej że będą mieli.
Trasa bardzo mi się podobała na pewno ją powtórzymy ale jak będę w pełni sprawny ;)

O to trasa a właściwie fragment: