Info
Ten blog rowerowy prowadzi Maks z miasteczka Poznań, Os. Pod Lipami. Mam przejechane 23879.28 kilometrów w tym 9152.02 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.79 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
2013 2012 2011 2010 2009
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Listopad7 - 7
- 2013, Październik8 - 16
- 2013, Wrzesień13 - 29
- 2013, Sierpień15 - 35
- 2013, Lipiec22 - 56
- 2013, Czerwiec21 - 67
- 2013, Maj31 - 71
- 2013, Kwiecień21 - 90
- 2013, Marzec18 - 57
- 2013, Luty18 - 37
- 2013, Styczeń12 - 37
- 2012, Grudzień21 - 58
- 2012, Listopad10 - 47
- 2012, Październik9 - 35
- 2012, Wrzesień24 - 68
- 2012, Sierpień12 - 65
- 2012, Lipiec14 - 53
- 2012, Czerwiec10 - 34
- 2012, Maj16 - 29
- 2012, Kwiecień30 - 99
- 2012, Marzec11 - 32
- 2012, Luty11 - 10
- 2012, Styczeń10 - 28
- 2011, Grudzień14 - 67
- 2011, Listopad16 - 27
- 2011, Październik14 - 70
- 2011, Wrzesień17 - 87
- 2011, Sierpień15 - 55
- 2011, Lipiec11 - 49
- 2011, Czerwiec16 - 91
- 2011, Maj18 - 58
- 2011, Kwiecień11 - 77
- 2011, Marzec23 - 111
- 2011, Luty17 - 47
- 2011, Styczeń22 - 87
- 2010, Grudzień19 - 105
- 2010, Listopad18 - 39
- 2010, Październik26 - 41
- 2010, Wrzesień13 - 97
- 2010, Sierpień13 - 90
- 2010, Lipiec18 - 90
- 2010, Czerwiec17 - 84
- 2010, Maj15 - 62
- 2010, Kwiecień13 - 66
- 2010, Marzec16 - 56
- 2010, Luty15 - 31
- 2010, Styczeń14 - 47
- 2009, Grudzień18 - 27
- 2009, Listopad11 - 24
- 2009, Październik5 - 20
- 2009, Wrzesień17 - 84
- 2009, Sierpień12 - 49
- 2009, Lipiec10 - 23
- 2009, Czerwiec6 - 43
- 2009, Maj12 - 11
- 2009, Kwiecień6 - 4
Wpisy archiwalne w kategorii
Maraton
Dystans całkowity: | 3313.20 km (w terenie 2610.00 km; 78.78%) |
Czas w ruchu: | 193:44 |
Średnia prędkość: | 17.10 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.20 km/h |
Suma podjazdów: | 31807 m |
Maks. tętno maksymalne: | 191 (107 %) |
Maks. tętno średnie: | 157 (88 %) |
Suma kalorii: | 89076 kcal |
Liczba aktywności: | 55 |
Średnio na aktywność: | 60.24 km i 3h 31m |
Więcej statystyk |
- DST 81.22km
- Teren 40.00km
- Czas 03:32
- VAVG 22.99km/h
- VMAX 44.22km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 168 ( 93%)
- HRavg 154 ( 86%)
- Kalorie 2748kcal
- Podjazdy 461m
- Sprzęt Kellys Blade
- Aktywność Jazda na rowerze
MTB Marathon Dolsk
Sobota, 16 kwietnia 2011 · dodano: 16.04.2011 | Komentarze 15
Jako że na ostatnim maratonie w Murowanej mocno zakwasiłem mięśnie na samym początku próbując łapać szybkie pociągi. Teraz postanowiłem, że pojadę inną taktykę. Rozgrzewka 30min. Następnie start i jazda w górnym tlenie co ciekawe na starcie miałem tętno 106bpm nie mam pojęcia czy to było moje tętno bo z tym paskiem sigmy różnie bywa. Ale nie nie istotne start delikatny pierwsze 10km na średnim tętnie 156bpm i z prędkością średnią 22,47km/h. generalnie praktycznie prawie wszyscy mnie minęli, ale nieistotne. Główny cel, to osiągnąć czas poniżej 4h. Jechałem cały czas swoje w pewnym momencie lekko przyspieszyłem i jechałem z małą grupką ale cały czas lekko. Po drodze spotkałem Jarka który łatał dętkę :(. W śród tej grupki była Ania Tomica i Agnieszka Sobczak. W pewnym momencie chyba na lekkim podjeździe Wyprzedziłem Anię ale Agnieszka mi zaczęła dość szybko odchodzić cały czas była w zasięgu wzroku.Między 10km a 20km moje średnie tętno wzrosło do 159bpm na tym odcinku średnia prędkość 24,67km/h. To był cały czas teren i moment gdzie goniłem małą grupkę. W pewnym momencie zauważyłem że Agnieszka została sama samotnie walczyła z lekkim wiatrem miała dość sporą przewagę jakieś 500m przede mną. Zbliżaliśmy się do części asfaltowej. Wiedziałem że na asfalcie ją dojdę ;). Między 20-30km to wyjazd na asfalt i gonitwa za Agnieszką. Średnie tętno 159bpm prędkość średnia na tym odcinku to 28,23km/h. Doszedłem ją i przez dłuższą chwilę jechałem na kole i odpoczywałem potem dałem zmianę i zaczęliśmy pracować doszliśmy kolejną osobę i jechaliśmy razem we 3. Między 30-40km reszta asfaltu + teren. Średnie tętno 158bpm i prędkość średnia na tym odcinku to 26,52km/h. Jechaliśmy ładny odcinek razem we trójkę w pewnym momencie gość zaczął lekko przyspieszać wjechaliśmy w teren na dość głęboki piasek widziałem że Agnieszka nie daje sobie rady w piasku zarzuciło ja dwa razy skręciłem w prawo i postanowiłem ją wyminąć i na pełnej prędkości przejechałem przez głęboki piasek praktycznie niewiele tracąc na prędkości. Nie ma to jak Pythony ;). Dołączyłem do gościa i dość długo pracowaliśmy razem i goniliśmy kolejną grupę. Na tym odcinku pierwszy duża porcja żelu (3 porcje) zapite wodą. Nigdzie się nie zatrzymywałem bo nie było takiej potrzeby. Izotoniki łapałem w czasie jazdy:). 40-50km średnie tętno na tym odcinku wyniosło 154bpm a prędkość 20,41km/h zacząłem odczuwać zmęczenie. Zaczęły mnie pobolewać lekko nerki ale dawałem radę i jechaliśmy razem doszliśmy w pewnym momencie większą grupkę razem pracowaliśmy dość intensywnie. W tej grupce był gość z numerem 60 Marek Wójcikowski ładnie szedł razem z grupą a za nim ja. W pewnym momencie gość który jechał sporo czasu ze mną wyszedł na szpicę i zaczął ostro ciągnąć, rozerwał grupę. Została jedna osoba na Kross'ie patrze bliżej a to Marcin ;) Gadaliśmy przez chwilę lekko odpoczywając i jadąc delikatnie. W pewnym momencie Marcin powiedział że staje na popas a ja jechałem dalej. Dogonił mnie przy piaszczystym punkcie kontrolnym którego niestety nie udało mi się pokonać bez podpórki ;). Drugi raz jak jechałem to nie było problemu ;) Dalej zacząłem przyspieszać i po chwili Marcina już nie widziałem. Co jakiś czas majaczył mi nr 60. Na 50-60km tętno średnie 151bpm i średnia na tym odcinku 21,23km/h. Wyraźnie czułem już zmęczenie, zmęczenie potęgowała myśl że muszę zrobić kolejne kółko mini :(. Ale dawałem radę za chwile upragniony asfalt gdzie można gonić nr 60 ;). W między czasie połączyliśmy się z Megowcami i zrobiły się tasowania to mi kompletnie nie pomogło :(. Udało mi się im usiąść na kole i przez jakiś czas jechaliśmy trochę szybciej. Między 60 a 70km średnie tętno to 149bpm a prędkość 19,25km/h. na tym odcinku biorę kolejny 3 porcyjny żel, ale za wiele nie pomaga. Zaczynam mieć problem z kondycją oddech nie jest równy czuje się jak bym biegł sprint z trudem nabieram powietrzę. Nie jest dobrze a trzeba jechać więc kręcę, paskudny teren do jazdy dużo piasku koleiny. Cały czas mam w zasięgu wzroku nr 60 ale nie mam już siły żeby go gonić jestem wyjebany. Poza tym straciłem rachubę kto mnie wyprzedza GIGA czy MEGA ?.
Nic jadę swoje meta już niedaleko wiedziałem że cel będzie osiągnięty ;)
70-81km średnie tętno: 151bpm a prędkość 21,32km/h już mi się nie chce jechać zero woli walki ale widzę że gość z nr 60 ma podobnie. Nie przyspieszył ;). Nie mam niestety siły go ścigać. Dojeżdżam za nim ze stratą do niego 1min. buuuuu.
na maratonie spotykam
Jarka
Jacka (JPbike)
Jacka (jacgol)
Przema
Mariusza ze znajomym
Pawła
Wojtka
Marcina (z3waza)
Marcina
Dorotę
Ryśka
i innych ...
Fajnie jest pogadać po skończonym maratonie.
Jeśli chodzi o cel główny został osiągnięty jeśli chodzi o cel 2 który się narodził przed samym maratonem (być przed Marcinem) również się udało.
Jest zadowolenie ale widzę że GIGA w tym roku jest poza moim zasięgiem kondycyjnym. W Złotym Stoku zmieniam dystans na MEGA. Przynajmniej dojdzie rywalizacja ze Zbyszkiem ;)
Wyniki:
112/124 open GIGA
17/19 M4
Maraton Dolsk 1© Maks
Maraton Dolsk 2© Maks
Maraton Dolsk 3© Maks
W małej grupie na poczatku© Maks
Maraton Dolsk 4© Maks
Drugie podejście jako jeden z nielicznych przejechałem ;)© Maks
Jak ja lubie takie wyzwania ;)© Maks
Zmiana łańcucha.
Kategoria Maraton, Powyżej 50km, Serwis
- DST 103.08km
- Teren 85.00km
- Czas 05:05
- VAVG 20.28km/h
- VMAX 39.96km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 164 ( 91%)
- HRavg 146 ( 81%)
- Kalorie 3603kcal
- Podjazdy 664m
- Sprzęt Kellys Blade
- Aktywność Jazda na rowerze
MTB Marathon Murowana Goślina
Niedziela, 10 kwietnia 2011 · dodano: 10.04.2011 | Komentarze 18
Masakra kompletnie nieudany maraton. Początek za mocno poszedłem do przodu na zimnych mięśniach (za krótka rozgrzewka) Po 3km tętno miałem ponad 160bpm czułem potworny ból w mięśniach wiedziałem, że nie potrzebnie poszedłem tak do przodu.Na 3km wyprzedził mnie Klosiu próbowałem usiąść na kolo ale po przejechaniu około 1km na kole zobaczyłem tętno powyżej 160bpm i znów musiałem zwolnić. Na 5km wyprzedził mnie Paweł cały czas czułem pieczenie w mięśniach. Stwierdziłem że niestety nie mam 20lat i zapierdalanie na złamanie karku na samym początku może się źle skończyć. Zacząłem jechać swoje punkt pierwszy to ustabilizować tętno. Udało mi się to zrobić. Po przekroczeniu 20km miałem średnią 23,09km/h. Po kolejnych km zacząłem odczuwać delikatne kucie z tyłu w plecach to dziury zrobiły swoje. Po przekroczeniu 40km moja średnia się zwiększyła do 23,72km/h. Niestety nie udało mi się złapać pociągu i pod wiatr było na prawdę ciężko.
Na odcinku 40km-60km moją średnia prędkość wyniosła: 21,30km/h Czułem już naprawdę bardzo silny ból w okolicach nerek który zaczął mocno ograniczać moją jazdę tętno średnie w tym czasie to 147bpm. Kolejne 20km to już agonia musiałem się zatrzymywać (nigdy mi się to nie zdarzało wcześniej) zrobiłem 2 przystanki.
Średnia leciała na łeb na szyje między 60-80km średnia wyniosła 19,73km/h przy tętnie 146bpm. Wiatr + głęboki piasek zrobił swoje cały czas ból lędźwi. Następnie to już interwały + killer średnia na odcinku 80-103km to 16,14km/h średnie tętno 142bpm generalnie czułem już spore zmęczenie.
Maraton generalnie poszedł mi kiepsko nie osiągnąłem swojego głównego celu czas poniżej 5h :(
147/178 open GIGA
20/23 M4
Mam nadzieje że Dolsk pójdzie lepiej.
Kategoria Maraton, Powyżej 100km
- DST 102.12km
- Teren 101.00km
- Czas 06:03
- VAVG 16.88km/h
- VMAX 43.09km/h
- HRmax 174 ( 97%)
- HRavg 145 ( 81%)
- Kalorie 2137kcal
- Sprzęt Kellys Blade
- Aktywność Jazda na rowerze
Michałki
Sobota, 18 września 2010 · dodano: 19.09.2010 | Komentarze 15
W Piątek impreza firmowa Kajaki spływ około 20km. Kiepsko mi się spało w nowym miejscu w hotelu zbyt miękko. Wyruszamy z Pawłem około 7:00 po drodze kupujemy prowiant na miejscu jesteśmy wcześnie 8:30. Jemy prowiant zakupiony, trochę późno jak na mnie. Na miejscu spotykamy wielu znajomych Zbyszka, Konrada, Jacka, Marka, Mariusza, Przema, Gizelę Rakowską i Joasię Wąsiel z Bieniasz Team'u. W końcu start zaczynam ostro zresztą zawsze jak widzę asfalt zaczynam ostro grzać. Niestety asfalt się bardzo szybko kończy i zaczynamy jechać w terenie. Po około 5km już wiem że jest źle czułem się jak bym miał ołów w nogach i nie mogłem jechać. Mija mnie Marek później Konrad z Jackiem, Wreszcie Mariusz który się spóźnił na start. Co tutaj dużo pisać zaczynają mnie wyprzedzać kolejne osoby. Na 25 km pytam ile jeszcze do końca Kobieta mówi daleko. Ze mnie zwłoki pomyślałem sobie że trzeba było jechać MINI. Po 30 km zacząłem myśleć po co w ogóle jechałem. Zrobiłem sobie niezłego kopa w bidonach. w jednym Guaranę a w drugim 2 rozpuszczone żele 100g + saszetka enervita. Popijam 2 łyki pioruńsko słodkie. Biorę drugi bidon zapijam Guaraną paskudna w smaku ale tylko na początku ;). Po około 20min dostaje kopa wszystkie złe myśli przestają istnieć. Zaczynam równo oddychać i przyspieszam. Na 40km przejechałem zakręt w lewo po jakimś 1km zaczynam się cofać znajduje trasę niestety nie ma przede mną ani za mną nikogo. Zaczynam jechać swoje i tak wiem że jestem już ostatni i nie ma sensu jechać dalej zwalniam psycha kompletnie siada. Mija 50km coś mnie podkusiło żeby zapytać strażaka na jakim jadę dystansie coś mało osób generalnie mnie mijało. Strażak mówi tym najdłuższym ... W tym momencie nie wiem dlaczego poczułem niesamowitą radochę kompletnie przestałem się przejmować czymkolwiek liczyło się jedno aby dojechać. Jechałem swoim tempem. Co jakiś czas kilka łyków magicznej mikstury na 60 km przestaje czuć ból w nogach w kręgosłupie w rękach. Natomiast bardzo chce mi się pić na 65km pytam sędziów ile jeszcze do bufetu mówią 4km zaczynam odliczać magiczne 4km. Na 70 km bufetu nie widać ale jest strażak pytam ile do bufetu i słyszę 4km no może mniej... Pytam się się czy na pewno bo za chwilę będę bił wodę z kałuży. (z oddali słyszę śmiech). Bufet faktycznie był na 74km zaczynam łapczywie pić dolewam do resztek płynu z Guaraną wody. Pani mnie pyta czy nie chce placka odpowiadam że nie. Nagle dojeżdża do mnie gość w kasku na motorze. Obracam się pytam się czy to oznacza że jestem ostatni ? Gościu do mnie niestety. Nie wiem czy ta woda czy słowa tego gościa dodały mi skrzydeł postanowiłem przyspieszyć. Gdzieś na 80km zamajaczyła mi sylwetka zawodnika jechał bardzo wolno. Obok mnie gościu na motorze skomentował (no szykuje się walka). Pomyślałem jest mój zacząłem go gonić ale w pewnym momencie i zniknął. Kilka ostrych zjazdów (bez trzymania łapek na klamkach) zrobiło swoje. Bardzo wolno zbliżał się miałem już go w odległości 150m. Mijam strażaka krzyczy że jeszcze 7km zjeżdżamy na asfalt (myślę sobie no to jesteś mój ...) Blat ogień 30km/h nie schodzi dochodzę gościa nawet się nie ogląda. Usiadłem na koło byłem piekielnie zmęczony kolejne łyki dopalacza. Ustabilizowałem oddech i tętno. Już wiedziałem że nie będę ostatni ;) Zaczyna się podjazd gość od razu wrzuca na młynek o bracie tutaj Ciebie mam ja ze środkowej od razu daje kopa żeby mu pokazać żeby mnie nie gonił. Ostatnie kilka km jadę bardzo szybko na dziurach nie czuje już praktycznie żadnego bólu wiem że na drugi dzień będą mnie zbierać łopatką ... ;)Wjeżdżam na stadion daje ostro po garach (doping robi swoje ...) Dzięki chłopaki
Sezon maratonów zakończony rozpocząłem Giga i zakończyłem Giga. Teraz miesięczny okres na roztrenowanie. I zaczynam trenować na przyszły sezon tym razem z określonym planem ;).
Kategoria Maraton, Powyżej 100km
- DST 69.76km
- Teren 60.00km
- Czas 03:54
- VAVG 17.89km/h
- VMAX 45.38km/h
- HRmax 173 ( 96%)
- HRavg 153 ( 85%)
- Kalorie 1545kcal
- Sprzęt Kellys Blade
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton w Osiecznej
Niedziela, 12 września 2010 · dodano: 12.09.2010 | Komentarze 22
Generalnie poszło mi kiepsko już po 10km stwierdziłem że nie będzie łatwo. Po 20 km zaczynał się kryzys ból kręgosłupa części lędźwiowej praktycznie nie byłem wstanie jechać poniżej 85% mojego tętna max. Wydolność mi koszmarnie spadła przez ten okres nie jeżdżenia. Była siła. Podjechałem bez problemów prawie wszystkie podjazdy. Wytrzymałość kompletnie spadła. Po 30km zaczął mnie boleć brzuch. ulgę przynosił izotonik ale tylko na chwilę. W dodatku przy zjeździe z Jagody gdzie wiele osób sprowadzała. Ja jechałem i to naprawdę w niezłym tempie w pewnym momencie wyczułem że amor jest zablokowany spojrzałem i... w tym momencie musiało mnie wynieść lekko w lewo uderzyłem na zablokowanym amorku w pieniek wywaliło mnie centralnie z roweru i lotem koszącym udało mi się wylądować w okolicach młodnika obijając sobie prawy bok dodatkowo prawy łokieć i niestety prawo kolano znów w stanie opłakanym :( Coś czuje że kolejny maraton pojadę jechał z bandażem...Trasa super było praktycznie wszystko to co lubią tygryski ;) Single, interwałowe podjazdy, trochę jezior i trochę błota i trochę asfaltu ;)
Warto było się stawić. Kolejny maraton traktuje jako trening i naukę i już wiem że niestety następny będzie podobny. Niestety nie będę w stanie być na treningach oj brakuje siłki i spinningu :(. Powoli muszę się przygotowywać do zakończenia sezonu maratonowego.
Osieczna© Maks
Dużo osób udało się spotkać i poznać:
Dave z kolegą
Marc
Rodman
Dun
Zbyszek
z3waza
Rzepkok
p2kropin
josip
Kategoria Powyżej 50km, Maraton
- DST 16.02km
- Teren 15.00km
- Czas 01:03
- VAVG 15.26km/h
- Sprzęt Kellys Blade
- Aktywność Jazda na rowerze
Debiut na MINI (Andrzeja)
Niedziela, 5 września 2010 · dodano: 05.09.2010 | Komentarze 13
Pierwszy maraton Andrzeja był bardzo przejęty chciał jak najlepiej wypaść. Moim zadaniem było mu nie przeszkadzać ;) Pierwsze 5 km jechał naprawdę szybko udało mu się nawet kilku ze swojej kategorii wyprzedzić. Później już było coraz gorzej zaczął tracić siły i wszystkich których wyprzedził teraz zaczęli go wyprzedzać. Zacząłem go dopingować do pierwszego bufetu jeszcze pociągnął później tempo spadło do 15km/h. Postanowiłem go wyprzedzić ciągnął ile mógł aby mnie dogonić ale wiedziałem że jest kiepsko i coraz częściej musiałem zwalniać. Jak zobaczyłem do mety 5 km to była ostatnia szansa żeby jeszcze pociągnąć tym bardziej że mieliśmy jakieś 500m przed sobą gościa który też już ledwie ciągnął Zdopingowałem Andrzeja do ostatniej walki i udało się młodzież wyprzedzić. Później okazało się że był z kategorii MM tak jak Andrzej. Na mecie okazało się że nie jesteśmy ostatni. Myślę że to był sukces jak się pytałem Andrzeja czy wystartuje znowu powiedział że nie wie. Biedak włożył 100% i okazało się że nie był nawet w pierwszej 10tce ale tak to jest na pudle były dzieciaki które mają po 13-14lat a on ma dopiero 8.Na trasie...© Maks
Super fotka ;)© Maks
Andrzej w Poznaniu na maratonie© Maks
Na mecie ;)© Maks
Kategoria Maraton, Poniżej 50km, Z dzieciakami
- DST 73.56km
- Teren 60.00km
- Czas 04:06
- VAVG 17.94km/h
- VMAX 47.92km/h
- HRmax 172 ( 96%)
- HRavg 146 ( 81%)
- Sprzęt Kellys Blade
- Aktywność Jazda na rowerze
Hermanowa GIGA
Niedziela, 15 sierpnia 2010 · dodano: 15.08.2010 | Komentarze 17
Na początek kilka słów o samym maratonie tak więc trzeba powiedzieć że dojazd do maratonu oznakowany bez problemów człowiek trafia. Przyjechaliśmy do Hermanowa. Pobranie numerów i chipa oraz Pakietu w którym była koszulka XL (udało mi się zamienić na S o dziwo pasuje na mnie) ;) żel i batonik oraz broszurka opisująca organizatorów. Możliwość wypicia kawy w dowolnej ilości cukier śmietanka do dyspozycji ;) duży plus. Przebraliśmy się ze Zbyszkiem i mały trening. Start przesunięty o pół godziny. Ustawiamy się w sektorach. Mój plan taki aby trzymać się blisko Zbyszka aby mi torował drogę bardzo szybko okazało się że to nie będzie takie łatwe ponieważ wystartowali wszyscy razem więc wymijanie dzieciaków i osób które po raz pierwszy jechały na maratonie nie jest łatwe. Zbyszek ucieka mi na jakieś 200m ale po mojej prawej wychodzi młody który ostro pruje do przodu podczepiam się na koło wymijamy kilkanaście osób jestem zaraz za Zbyszkiem jest kamienisty zjazd gość przede mną panikuje i zaczyna gwałtownie hamować przednim i tylnym hamulcem przednie koło dostaje uślizgu (miałem to w Głuszycy) i gościu leży jak długi. Miałem dosłownie sekundę albo przeskoczę albo go uderzę albo będę starał się go wziąć od lewej wybrałem to ostatnie niestety uderzając go kołem w głowę (całe szczęście, że miał kask) po uderzeniu jechałem na tyle wolno że udało mi się wypiąć w locie i rower został. Nic mi się nie stało gość też wstał. Tak to jest jak się zaczyna panikować na zjazdach.Jadę swoje już wiedziałem że będzie trudno dogonić Zbyszka. Ale powiem tak że tętno średnie było bardzo wysokie 158 a max powyżej 170. Wszystko ok na zjazdach puszczałem klamki na podjazdach podjeżdżałem na jednym szybkim zjeździe ustawiłem się na środku (tam gdzie było twardo. jakiś gość próbował mnie brać po prawej stronie w lekkiej rynnie piaskowej, zarzuciło go 2 razy i zliczył piękne OTB wpadając na drzewka. Nie mogłem się obejrzeć bo bym wylądował podobnie. Pominę fakt że część osób pogubiło trasę. Nadrobiliśmy trochę km (problem z oznaczeniem). Na 20km tego nie zapomnę to był dla mnie koniec :( zjadłem żelka ponieważ wiedziałem że przy takim spalaniu muszę przyjąć wcześniej niż na 30km. Po przejechaniu 30 km zacząłem mieć potworne bóle żołądka nic nie pomagało, wypicie czegokolwiek tylko potęgowało ból a wiedziałem że muszę pić i jeść bo będzie ze mną źle. Po pwenym czasie jakimś cudem na podjeździe zobaczyłem Zbyszka. Mi udało się podjechać mimo że było ciężko on szedł z buta ;). Dalej jadę swoje ale niestety ból się wzmaga na kolejnym bufecie zaczynam jeść arbuzy popijam (nie wiem co to było czy woda z sokiem czy coś innego) Zaczynam mieć potworne bóle przez chwilę pomyślałem że zrezygnuje nie dam rady, nic nie pomaga żołądek w ogóle nie pracuje jest kompletna bryndza zaczynam jechać swoim tempem zaraz za Zbyszkiem mijają nas goście z GIGA masakra oby dojechać pomyślałem najwyżej się doczołgam do mety. Kolejny bufet Zbyszek łapie w locie picie ja się zatrzymuje na 2 kubki. Kolejna fala bólu. Jadę Zbyszkowi na kole ale za chwilę już nie mogę im szybciej kręcę tym większy ból. Już wiem że z nim nie wygram myślę że on wie również. Zwalniam coraz bardziej jadę tempem spacerowym wiem że nie mogę ani pić ani jeść czegokolwiek. Mijają kolejne km ból się zmniejsza. Jest ostatnie 6km. Żołądek wskakuje na obroty jest lepiej zaczyna się spalanie ale po niecałej minucie jest kryzys "węglowy" zaczynam odczuwać najpierw stopy później plecy. Nie będę ryzykował kolejnym żelkiem pomyślałem sobie i znów musiałem zwolnić ból pleców był nie do zniesienia. Dojazd do mety mniej więcej w tym czasie powyżej 4h tak źle mi jeszcze nie poszło. Wiem że gdyby nie ten żel to mogłoby być inaczej. No cóż tak bywa. Prawdopodobnie żel dostał powietrza po odkręceniu miałem go w lodówce myślę że ponad miesiąc i się zdążył zepsuć.
Zbyszek był po raz pierwszy przede mną i po raz pierwszy 6. Przyjechałem jakieś 15 min po nim.
Jak dojechałem na metę zjadłem solidną porcję makaronu do tego kiełbasa z grilla do tego litr coli na oczyszczenie żołądka. Poczułem taki power że mógłbym jechać maraton ponownie ;)
Bym zapomniał podczas losowania wygrałem narzędzia ;) szkoda że nie rowerowe ;).
Co do oznaczeń maratonu to po prostu porażka. Wg mnie 1 zbyt mało kartek i kartki za małe złe kolory niebieska strzałka na białym tlę lub pomarańczowa strzałka na białym tle z bardzo wąskim grotem nawet z 10m nie szło zauważyć czy trzeba jechać w prawo czy jest w lewo. No i oczywiście start wg mnie należało podzielić na 3 grupy MINI MEGA i GIGA i puszczać w odstępach czasowych. Zacząć od GIGA a kończąc na MINI. (To moja skromna sugestia)
Ponad 8min (sumarycznie jazda na progu mleczanowym) jest to chyba najdłużej. (pod warunkiem że mój próg nie zdążył się przesunąć
Co do reszty pierwsza klasa ;)
Ogólne wrażenia mimo złego samopoczucia bardzo pozytywne ;)
Miło było spotkać:
Jarka i Marka od Rybczyńskiego.(Marek przyjechał aż ze Złotego Stoku pojeździć na płaskim terenie ;))
Agnieszkę - dziewczynę Jarka
Marca z Wojtkiem
Duna
Pawła wraz z Kuzynem
Rodmana
Konrada z kolegą
Kategoria Powyżej 50km, Maraton
- DST 65.40km
- Teren 61.00km
- Czas 05:27
- VAVG 12.00km/h
- VMAX 49.30km/h
- HRmax 187 (104%)
- HRavg 143 ( 79%)
- Sprzęt Kellys Blade
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton w Głuszycy
Niedziela, 1 sierpnia 2010 · dodano: 03.08.2010 | Komentarze 9
Myślę że był to najważniejszy maraton jako, że ostatni u Golonki w tym roku. Cel był pokonać po raz ostatni Zbyszka i przypieczętować tym samym swoje zwycięstwo.Jeśli chodzi o skalę trudności był na pewno bardzo wymagający trzeba było nie raz puszczać klamki bo inaczej byłoby nie wesoło. Ale wróćmy na początek. Ustawiliśmy się przed startem razem ze Zbyszkiem, z Marcem i Wojtkiem. Przed startem oczywiście porcja żelu, pełna koncentracja wreszcie start. Jadę jak zwykle swoje kontem oka widzę Marca pomyślałem Zbyszek pewnie też poleciał do przodu. Ale nic na pierwszym podjeździe robi się tłok co jakiś czas łapię się na koło i zaczynam przyspieszać. Oddech miarowy głęboki tętno ustabilizowane tlenowe ;) Tak jadę sporą część dystansu wreszcie zaczynam wchodzić w górne okolice swojego tętna tlenowego łapie się na koło coraz szybszych zawodników. Problem w tym, że ci zawodnicy bardzo szybko się wypalają. Na jednym szutrowym zjeździe widzę jak gościowi przede mną zaczyna latać tylne koło i zaczyna tracić kontrolę nad rowerem ale w porę wyhamowuje (nie obyło się bez upadku). Patrzę wstaje słyszę głos z tyłu wszystko ok.? Gość krzyczy że tak. Przyspieszam… Moje koło dostaje niebezpiecznych wibracji i zaczyna latać na prawo i lewo, zaczynam pulsacyjnie hamować. Koło wraca na "prostą" ;) Myślę: Cały czas jeszcze jestem w ogonie. W pewnym momencie po lewej stronie siedzi gościu. Ktoś się pyta czy pomóc gość mówi że rozwalił karbona w 3 miejscach (ma chłopak pecha ...) Czuję, że jedzie mi się naprawdę nieźle muszę tylko pamiętać o regularnych postojach i węglowodanach a będzie dobrze ;). W pewnym momencie widzę Izę jedziemy przez jakiś czas razem. Jadę na jej kole myślę. Wiem że wie że jadę za nią bo jak tylko próbuję ją wyprzedzić po prawej stronie przyspiesza. Postanawiam że jeszcze poczekam w pewnym momencie widzę jak zaczyna pić i w tym samym momencie ją wyprzedzam dość stanowczo. Jadę przed nią. Na pewnym zjeździe dochodzę jakiegoś marudera który zbyt gwałtownie zaczyna hamować co niestety kończy się dla mnie wypięciem z roweru. Dobrze że Iza zdążyła zahamować w porę i się nic nie stało. Wskakuje na rower tracę kilka pozycji zaczynam gonić ale bez problemu dochodzę i wyprzedam na zjeździe Izę później już jej nie zobaczę. Na 25km jak twierdzi Zbyszek (ja nie pamiętam) na jednym z podjazdów zauważam Zbyszka jakoś dziwnie kręci jakby był zmęczony. Postanowiłem, że wezmę go bardzo szybko pokazując mu, że mam sporo siły tak aby mi przypadkiem nie usiadł na koło. Bardzo szybko go mijam. Przyspieszam mija jakieś 5 km nie widzę go za sobą mogę jechać swoje. Jadę szybko jak na moje możliwości sił mi starcza staram się każdy podjazd podjeżdżać ale nie zawszę się udaje. Na 32km biorę 100g żelu. Nie mam żadnych problemów czuje delikatnie nogi. Zbliżam się do sławetnego zjazdu na którym wczoraj zaliczyłem glebę bo spanikowałem i zbyt mocno przyhamowałem. Dzisiaj już nie popełniam tego błędu widzę gość jedzie przede mną ale jakoś tak bardzo wolno krzyczę uwaga !!!!. Goś momentalnie hamuje i schodzi z roweru odsuwając się (podziękowałem) zjechałem na samym końcu jest skręt w lewo wiem że nie skręcę muszę zahamować wypinam lewą stopę ale rower idzie w prawą stronę. Z prawej nogi zaczyna się sączyć przez bandaż, kurcze ale pech ta noga mi Się chyba nie zagoi...:(. Ten zjazd mnie wykończył i gleba pewnie była ze zmęczenia. Postanawiam że wezmę kilka łyków izotonika z bidonu i w drogę. Dochodzę gościa który mi ustąpił miejsca wcześnie przy zjeździe widzę jak schodzi z roweru i siada. Pytam się czy coś się stało on mi na to że skurcze. Jadę dalej, Zbyszka nie widzę jest ok to mi daje skrzydeł jadę szybciej. Gdzieś na końcowym zjeździe po kamieniach i korzeniach widzę gościa co sprowadza rower krzyczę uwaga !!! ... lekko przyhamowałem i zaraz jak go mijam przednie koło wpada w poślizg nie udaje mi się opanować roweru wiem że będę leżał... Gleba. Bardzo bolesna. Słyszę za sobą głos ja pier!@#ę nic się nie stało. Wstaję z lewego kolana leci czerwona sprawdzam czy mogę się ruszać czy nic nie jest połamane uderzyłem delikatnie głową o ziemię. Stwierdzam że nie ma sensu sprowadzać to jest do przejechania. Słyszę za sobą głos "I dla tego ja sprowadzam ..." Wsiadam na rower i kończę zjazd. Znów za mocno zahamowałem uderzyłem "dolną częścią brzucha" o siodełko i zaliczyłem kolejną wywrotkę tym razem bardziej bolesną od siodełka niż od upadku. Wsiadam dalej znów jadę zjazd się kończy po lewej stronie widzę gościa leży na trawie drugi mu pomaga wezwał już karetkę słyszę o ku$#a chcesz wodę utlenioną ? Krzyczę że nie potrzebna. Dojazd do kolejnego bufetu. Doszedłem Marca. Zaczynam pałaszować co mają dużo piję gość mi się pyta czy polać wodą nogę to był zły pomysł czerwona już zastygła a woda leje mi się do buta bez sensu ... :( leje kolejną porcję izotonika do bidonu i ruszam za Marcem. Długi zjazd asfaltowy nie pedałuję przede mną jakiś gość nie ma szans z moimi oponkami ;) Gość pedałuje i ciągle się obraca składam się rower przyspiesza dochodzę do gościa krzycząc że ma się nie obracać bo wyląduje w rowie. Tym bardziej że z przeciwka jadą auta. Zakręt w prawo i zaczyna się ostry podjazd. Jasny gwint zaczynam czuć nogi ale to już jest końcówka. Okazuje się że jeszcze jest podjazd na Sowę. Dojazd do kolejnego bufetu w locie łapie wodę i zaczyna się kamienisty podjazd. Zaczynam odczuwać duże zmęczenie i znużenie łapię się na koło za gościem i jadę jego torem nie chce mi się go wyprzedzać ale gość jedzie tak wolno i kiepsko technicznie że co jakiś czas staje wyprzedzam go... Koniec podjazdu na Sowę. Zjazd jest ciężko przestaje rejestrować już gdzie jestem widzę tylko strzałki. I tak jadę do samego końca do Mety. Zbyszka nie widać. Dojeżdżam na miejsce startu i spotykam Wojtka pokazuje mi max prędkość ponad 70km/h.
Szukam karetki muszę oczyścić ranę kość piszczelowa spuchnięta ale jest ok. Miłe panie lekarki oczyszczają mi ranę dezynfekując i chłodząc miejsce stłuczenia. Przy okazji okazuje się że łokieć też jest nieco zabrudzony. Po oczyszczeniu nie wygląda to zbyt groźnie lekkie zadrapania i stłuczenia to wszystko.
Wyciągnięte wnioski ze zjazdów są ;)
Przy okazji powrotu do miejsca zakwaterowania mam odcięcie energii dopiero teraz przypomniało mi się że nie wziąłem kolejnego żelu. Dochodzę do siebie po 10 min jazdy tempem żółwim.
I tak jakoś dojeżdżam na miejsce ze Zbyszkiem i Dunem. Zbyszek jak zwykle na powrocie pokazuje ile ma siły ;)
Kolejny maraton wygrany i kolejny maraton w który włożyłem 100% tak trzymać ;)
Wyniki:
Open: 289/447
M4: 29/52
Po analizie max tętno na zjeździe chyba jak zobaczyłem przed sobą auto to tak podskoczyło ;)
Gdzieś na trasie ...© Maks
Kategoria Powyżej 50km, Maraton
- DST 108.53km
- Teren 100.00km
- Czas 05:03
- VAVG 21.49km/h
- VMAX 42.30km/h
- HRmax 165 ( 92%)
- HRavg 148 ( 82%)
- Kalorie 2718kcal
- Sprzęt Kellys Blade
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton w Murowanej
Niedziela, 4 lipca 2010 · dodano: 05.07.2010 | Komentarze 9
Wyjechałem dosyć późno bo miałem kilka spraw do załatwienia na ul. Niestachowskiej mnie namierzyli suszarką 118km/h. Tam o tej godzinie jest pusto. Rozmowa z policjantem bardzo wyrozumiałym udało się trochę obniżyć mandat. Później papeć zawieźć żonę do domciu i jazda na maraton. Na miejscu byłem przed czasem zadzwoniłem do Zbyszka aby przyniósł mi czerwona nalepkę i złączki aby przypiąć numer. Byłem w lekkim transie i zapomniałem nakremować ręce. W domu miałem czerwoniutkie ale nie bolą ;) Gdzieś zapodziałem nalepkę z zamykaczami więc musiałem pojechać ponownie po nie. Dobrze GIGA przesunęli o 10min. Wjechaliśmy do sektora. Był również z nami Paweł kolega z pracy. Start ruszamy zaczęło się na samym początku od razu głęboki piach poszedłem po lewej stronie ale za wcześnie wyjechałem i niestety ugrzązłem. Kontem oka widziałem jak mnie Zbyszek z Pawłem wyprzedza. Wiedziałem że Zbyszek musi mieć lekką przewagę będzie się czuł pewnie i zacznie popełniać błedy. W pewnym momencie straciłem go z oczu postanowiłem jechać swoje tym bardziej że nie zdążyłem zrobić rozgrzewki nie chciałem za bardzo szaleć bo mogło się to skończyć dla mnie nieciekawie. Jechałem swoje ale bardzo intensywnie i równo. Po chwili widzę Jacka jak na poboczu złapał laczka. Jedziemy dalej dojeżdżamy do pierwszego bufetu. Na pierwszy bufecie zauważyłem Zbyszka on mnie nie widział dostałem butelkę izotonika wypiłem połowę i w drogę dołączyłem się do grupy osób. Bardzo dobrze nam się jechało razem dawaliśmy zmiany. Niestety nie był to TGV tylko pospiech ale mówi się trudno lepiej się jedzie w grupie. Dojechaliśmy do drugiego bufetu Zbyszka nadal nie było w pewnym momencie Marc który jechał w tej grupie zauważył że Jacek śmignął nawet się nie zatrzymał na bufecie. Po pewnym czasie ruszyliśmy do przodu, na szosie zdecydowanie dawałem zmiany czułem się pewnie w terenie a szczególnie w piasku było ciężko. W pewnym momencie mnie zakręciło 2 razy i musiałem zwolnić pociąg odszedł ale cały czas był w zasięgu wzroku. Tuż przed 3 bufetem mocno przyspieszyłem i go doszedłem, Do czwartego bufetu tuż przed Dziewiczą jechaliśmy razem. Ostatni bufet ostatnie napełnianie i jazda. Cały czas się zastanawiałem jak dam radę bez przerzucania na najmniejsze przełożenie z przodu. Okazało się bardzo szybko że podjazd na dziewiczą po 90km jazdy po płaskim terenie zrobił swoje i niestety nie udało mi się wjechać. Udało mi się przerzucić paluchem i tak sobie pomagałem na ostatnim podjeździe nie było sensu przerzucać bo więcej czasu się traciło na przerzucanie niż na pchanie. Końcówka to już szybko niestety nie udało się zmieścić w 4h. To był 3 taki cichy cel. :( Mój czas to 5h i 3min.Niestety licznik mi padł przy dziewiczej zatrzyła się na 90km. Dane wziąłem z pulsometru ale liczone od tylnego koła więc mało dokładne.
Pierwsze 2 cele ukończyłem w 100% ;) Teraz zasłużony odpoczynek i czas zrobić rowerek. Szczególnie przełożenia mam nadzieje że łańcuch przetrzyma do kolejnego maratonu.
Kategoria Powyżej 100km, Maraton
- DST 46.72km
- Teren 40.00km
- Czas 04:15
- VAVG 10.99km/h
- VMAX 56.90km/h
- HRmax 172 ( 96%)
- HRavg 147 ( 82%)
- Sprzęt Kellys Blade
- Aktywność Jazda na rowerze
Maraton w Międzygórzu
Sobota, 19 czerwca 2010 · dodano: 21.06.2010 | Komentarze 13
Dzięki Jarkowi który miał metę kilkadziesiąt kilometrów od Międzygórza niedaleko Złotego Stoku mogliśmy pojechać wyspani ;)Maraton zaczął się od odwiedzenia biura zawodów i dostaniu nowego numerka oraz kompletu 2 par skarpet które nawet pasują pod kolor stroju ;)
Startujemy bliżej początku ostatniego sektora (jak do tej pory nie zasłużyliśmy razem ze Zbyszkiem na inny). Głównym celem jak zawsze to dojechać w jednym kawałku być przed Zbyszkiem oraz starać się nie iść z buta na podjazdach nawet jak prędkość będzie poniżej 5km/h ;)
Wszystkie cele wykonane w 100%. A teraz szczegóły.
Ruszamy od razu ostro wyprzedzam Zbyszka idę dość intensywnie ale bez przesady pod górkę udaje mi się go zgubić zaczynam dochodzić kolejne osoby inne mnie wyprzedzają na podjeździe. Ale nie przejmuje się tym kompletnie jadę swoje. Cały czas się wspinam do góry jest naprawdę ciężko ale ani razu nie schodzę z roweru pojedyncze osoby schodzą. W oddali widzę Rycha który prowadzi i z którym mijamy się na treningach w Strzeszynku. Jadę powoli ale mimo wszystko udaje mi się go dogonić. Rzucam na odczepnego że trenuje siłę ;).
Rychu wskakuje na siodełko i jest niedaleko mnie.
Zaczynam mocno i rytmicznie pompować. Kręcę młynki ale kręcę;) Rytmicznie oddycham tak aby nie wejść w wysokie tętno. Głęboki oddech pozwala utrzymać tętno w granicy tlenowej. Po drodze udaje mi się dogonić Mambę jedziemy jakiś czas razem. Jest wyraźniej mocniejsza siłowo ode mnie siadam jej na kole na mniejszym zjeździe zapominam zmienić na mniejszy blat i mi ucieka (błąd jeden z wielu). I niestety nie udaje mi się jej dogonić później mijamy się jeszcze chyba ze 4 razy bo łapie za każdym razem laczka. Na 20 km dogania mnie Dun na zjeździe tam robię kolejny błąd wszyscy zjeżdżają dołem ja idę góra która pozornie jest łatwiejsza niestety to było tylko złudzenie... :(
Znów tracę kilka miejsc. Na szybkim szutrowym zjeździe jadę za szybko po czym jest dość ostry zakręt w lewo zaczynam hamować tylko tylnym kołem robię kolejny błąd cud że nie spadłem ze skarpy ...
Czasem się rozglądam ale Zbyszka nie widzę. Na bufetach nie tracę za dużo czasu. Na 30km jem pierwszy żel od razu 3 porcje. Kop przychodzi po chwili zaczynam trochę nadganiać kolejne osoby. Można powiedzieć 90% podjazdów nie robię z buta. Na jednym podjeździe dość stromym ale błotnistym niestety koło zaczyna się kręcić w miejscu nie zdążyłem się wypiąć i w efektownie przewracam się na gałąź. Dobrze że nie złamałem nogi ... ;). Na jednym ze zjazdów gdzie jadę z max prędkością mija mnie bardzo ładna dziewczyna doganiam ją na podjeździe i pytam się czy ma dla kogo żyć ;). Momentalnie zwalnia ;). Na końcówce ostatnich 10ciu km jadę z kolejną dziewczyną z Teamu BodyDry Airco. Na samej końcówce zjazdu tam gdzie był ostry kamienisty odcinek jadę zbyt blisko niej i niestety ona hamuje na tyle mocno a ja niestety nie widzę tego zjazdu bo jestem zbyt blisko jej tylnego koła... to był mój ostatni błąd) Musiałem się ratować puszczam rower i wypinam się w locie spadam na nogi. Jest ok obyło się bez upadku rower w całości w tym czasie niestety kolejna osoba mnie wyprzedza. Na tym odcinku tracę minutę ..:(
Generalnie można powiedzieć że są jeszcze pozostałości po grypie, antybiotyki zrobiły swoje.
Zbyszek poprawia swoją formę z maratonu na maraton jedzie coraz szybciej.
Na mecie spotykam Damiana, Jacka, Klosia po chwili jest i Zbyszek oraz Rodman.
Wymieniamy wrażenia jemy bardzo dobry posiłek regeneracyjny. Chwila odpoczynku, mycie rowerków w strumieniu i jazda na kwaterę bo już jutro kolejna jazda z Jarkiem, Jackiem i Zbyszkiem tym razem w Czechach...
Wyniki:
Open: 305/402
M4:36/58
Kategoria Maraton
- DST 63.17km
- Teren 60.00km
- Czas 03:20
- VAVG 18.95km/h
- VMAX 57.46km/h
- HRmax 168 ( 93%)
- HRavg 153 ( 85%)
- Sprzęt Kellys Blade
- Aktywność Jazda na rowerze
Bike Maraton Polanica Zdrój
Sobota, 5 czerwca 2010 · dodano: 06.06.2010 | Komentarze 9
Zaczynamy pobudka o 3:00 wszystko już spakowane i uszykowane . O 3:30 zjadłem 2 bułki z serem, i wychodzę. Po zatankowaniu jadę do Zbyszka jest już gotowy chwilę poczekałem i zszedł na dół ładujemy jego rower do auta, resztę maneli i jazda w drogę. Zaraz za Wrocławiem wskakujemy do sklepu i kupujemy po mlecznej bułce i soku. Jemy i jedziemy dalej. Naszym oczom pokazują się pierwsze wzniesienia jak zwykle zaczynają już nas boleć nogi ;) Ale widoki są super ;) Tym bardziej że pogoda dopisała jest ciepło. Na miejsce przybywamy przed czasem. Jest dobrze rejestracja bez kolejki ;). Przypinamy numery do koszulek i udajemy się na małą rozgrzewkę. Po rozgrzewce trzeba jeszcze zabrać potrzebne rzeczy a więc komórkę i żelki. Ogólne samopoczucie 5/5 Jakieś 30 min przed startem wsuwam jedną porcję żelu. W końcu start. Jak zwykle Zbyszek mnie wyprzedza ;) Staram mu się usiąść na koło ale się nie udaje jest zbyt duży tłok. W końcu udaje mi się nabrać prędkości i zaczynam szukać luki i po chwili dochodzę Zbyszka ale, on jedzie bardzo wolno nie wiem co się dzieje mijam go. Pierwsza góra około 3 km praca rytmiczna głęboki oddech pracuje w tlenie średnia około 16-19km/h, później zjazd i kolejna górka Zbyszka powoli nie widać a ja zaczynam deptać coraz mocniej i coraz więcej osób zaczynam wyprzedzać, dziwne u golonki mnie wszyscy wyprzedzali a tutaj wszyscy jadą tak wolno ???Od czasu do czasu krzyczę panowie co tak wolno staje na pedały i średnia rośnie ;). Praktycznie przez dłuższy czas pracuje sam. Na zjazdach praktycznie nie hamuje (oszczędzam klocki ;)) w pewnym momencie tracę panowanie nad kierownica przy prędkości 50km/h zaczynam hamować bo przednie koło zaczyna niebezpiecznie chodzić na boki wyhamowałem dość mocno i w tym momencie na mokrym kamieniu może korzeniu już nie pamiętam kierownica odbiła mi w lewo i uderzyłem lewym rogiem w drzewo na szczęście obyło się bez upadku ;) Rozpędzam się ponownie i dalej jazda. Na zjazdach zdecydowanie nadganiam praktycznie tylko raz jak mam kryzys lędźwiowy gość mi ucieka leżąc na rowerze. Dołączam się pod pociąg składa z około 7 osób na czele jest dziewczyna o stalowych nogach nieźle ciśnie ja zamykam pociąg ;). Sypiemy około 30km/h na prostej jest dobrze co jakiś czas wchłaniamy kolejne osoby. W pewnym momencie gościu przede mną wyraźnie zwalnia biorę go od lewej i gonie pociąg uff doszedłem jedziemy ...
W pewnym momencie na podjeździe lokomotywa ma odcięcie energii i momentalnie zwalnia dochodzi do mnie przez min jedziemy razem potem ją wyprzedzam. Na kolejnym bufecie łapie kubek daje łyka bo więcej się nie da za mało leją do tych kubków ;(. generalnie mam jeszcze wodę. Gdzieś na 31 km mam kryzys. Ciężko mi się pedałuje wsuwam żel po około 15 min zaczynam resztkami sił cisnąć po około 35 min jest już moc gonie kolejne osoby uff udało się na zjeździe dogonić pozostałości z pociągu wychodzę na przód daje zmianę ale nikt nie dotrzymuje mi kroku i zaczynam się bardzo szybko oddalać. Na żadnym podjeździe nie prowadzę jest dobrze praktycznie nie ma zjazdu po za jednym technicznym na którym dałem sobie spokój ale nie ma więcej niż 5m. Na końcówce jest bardzo dużo błota. i dość dużo osób mnie wyprzedza :( Pytony niestety w tak dużym błocie sobie nie dają rady :(. Ale w sumie może były 3 miejsca na wyścigu gdzie jest tak duże błoto że się nie da jechać w tych oponkach. Docieram na metę Zbyszka nie ma idę coś zjeść, Pałaszuje chyba 3 lub 4 pomarańcze i makaron oraz udaje się na myjkę. Czekam jakiś czas przy okazji gaworząc z nieznajomym który był też w tym pociągu w którym jechałem który na końcówce mnie wyprzedził i był przede mną jakieś 10min.
Przychodzi Zbyszek okazało się że jestem sporo czasu przednim około 50 min.
Cel osiągnięty ;)
Pierwsza górka jaka nas wita jadąc do Polanicy© Maks
I kolejne górki ;)© Maks
Super widoczki ;)© Maks
Na starcie ... ;)© Maks
Start już mi Zbyszek uciekł ale nie na długo ;)© Maks
Na początku pierwszego podjazdu© Maks
Zaczyna się wyprzedzanie ...© Maks
Tutaj jestem już przed Zbyszkiem ...© Maks
Na trasie ...© Maks
Tuż przed metą musiałem przycisnąć ;)© Maks
Meta© Maks
Klasyfikacja:
Open: 241/427
M4: 44/78
Kategoria Powyżej 50km, Maraton